Jest wieczór. Siedzisz wygodnie na sofie, nogi skrzyżowane opierają się o podnóżek, ciążowy brzuch zasłania Ci ekran telewizora, na brzuchu stawiasz sobie miskę z zupą. Skaczesz pilotem po kanałach, co rusz zmieniasz pozycję i próbujesz usadowić swój wymagający tyłek w wygodny sposób, tak żeby tu nie cisnęło, tam nie wkurzało, gdzie indziej nie swędziało. Poprawiasz majtki, które wrzynają się w nieznane wcześniej zakamarki i nabierasz powietrza, jakby miał by to być wyczyn tygodnia, bo dziecię uciska na wszystko, czym wcześniej zwykłaś oddychać. Coraz częstsze jęki i stęki nie robią już na Twoim partnerze wrażenia. Siedzi grzecznie przy komputerku i klika coś dla niepoznaki, byle byś tylko nie zawołała o kolejną szklankę "czegoś dobrego do picia" i kolejny talerz "czegoś słodkiego do podjedzenia". Skrzętnie udaje, że ciężko pracuje, bo a nuż jego wielorybia luba zażyczy sobie wyżerki o 22:00 i biedak będzie musiał dygać do najbliższego Maca albo kebaba. Siedzi więc cichutko, nie daje o sobie znać, ma pewnie nadzieje, że w ogóle o nim zapomniałaś. Cwaniak.
I tak mija kolejna minuta bezproduktywnego nicnierobienia przed telewizorem i wymagającego hodowania małej istoty w brzuchu, gdy nagle dobiega Cię dźwięk powiadomienia w telefonie. Z przestrachu podskakujesz, ile sił w tyłku zostało, talerz z zupą epicko ląduje na nowej narzucie, a Ty z gracją stu-kilowego walenia, sięgasz po telefon na drugim końcu sofy.
I nagle oczy wyłażą Ci z orbit, klikasz, co tam trzeba kliknąć i okazuje się, że apka na Twoim smartfonie informuje Cię, że oto dziś, właśnie w tej chwili, wkroczyłaś w swój ostatni miesiąc ciąży! Czy to dziewiąty, czy dziesiąty, nikt tego do końca nie wie, nikt tego nie umie policzyć ani profesjonalnie wyjaśnić, bo przecież ciąża miała trwać 9 miesięcy, a bujasz się z tym brzuchem 40 tygodni. No ni w kij, ni w oko nie pasuje. Suma sumarum, dowiadujesz się, że zostały Ci dokładnie 4 tygodnie do przewidywanej daty porodu, choć jak świat światem, nie znasz i pewnie nigdy nie poznasz kobiety, która urodziła dnia wyznaczonego przez lekarza czy mądrą aplikację.
4 tygodnie do porodu. 28 dni! Czy to jest ten moment, żeby zacząć kompletować wyprawkę dla malca? Rozlana zupa i upaprana narzuta nagle zeszły na drugi plan, bo oto okazało się, że nie jesteś gotowa na przyjście potomka! Nic a nic! Torba do szpitala leży gdzieś odłogiem, jeszcze puściutka w środku, a Twoje myśli nagle z przestrachem zaczynają wybiegać w przyszłość! Bo o ciąży naczytałaś się zapewne jak nikt, fora przejrzane, przebieg porodu w teorii obcykany... Jednak nagle dochodzi do Ciebie, że przecież ciąża dobiegnie kiedyś końca, a Ty lekko zielona w temacie noworodka w domu.
Końcowy etap ciąży to w większości przypadków, jakie znam, wizja urządzania pokoju dla maleństwa i kompletowania wyprawki. Tony ciuszków od dzieciatych koleżanek, cała piwnica "ułatwiaczy życia", "uspokajaczy", "ulepszaczy" i innych atrakcji dla malca... Sąsiadka podaruje matę interaktywną, znajoma z pracy dorzuci wór grzechotek... Wszystko pięknie, gesty te zwykle wynikają z dobrej woli, ale Ty właśnie zostałaś zasypana toną przedmiotów, z którymi musisz teraz coś zrobić.
Większość matek, kompletując wyprawkę, zastanawia się i punktuje rzeczy, które są niezbędne dla niej i noworodka, które stanowią absolutne
must have początków macierzyństwa, które mają to macierzyństwo niejako ułatwić. I tak niestety, z miesiąca na miesiąc obrastamy w gadżety, zabawki, ciuchy i kosmetyki, które za chwilę nie będą miały, gdzie się podziać.
Przed porodem warto oczywiście zaopatrzyć się w niezbędniki i to jest rzecz niezaprzeczalna. Aczkolwiek z punktu widzenia matki dwójki maluchów, nieco starszych niż miesięczny mlekopijca, chciałam zwrócić uwagę na to, czego nie warto w domu posiadać. Żeby nie zarosnąć wszystkim wokoło, żeby mieć gdzie postawić stopę w domu i żeby przy okazji nie wydać niepotrzebnie milionów monet na coś, czego nie będziesz używać, warto choć orientacyjnie wyobrazić sobie rzeczy zbędne i mało potrzebne.
(Uwaga, uwaga: Nie jest to wpis profesjonalny ani naukowy. Potraktuj go jako zbiór luźnych porad i sugestii, a nie jedyny wyznacznik w przygotowaniu się do przyjścia dziecka na świat. Pamiętaj też, że co matka, to inny pogląd - moje wytyczne wcale nie muszą pokrywać się z Twoimi 😊)
Noworodek w domu to wielkie wydarzenie i mnogość zbytecznych przedmiotów w mieszkaniu potrafi przytłoczyć i stworzyć problem. Zebrałam od znajomych wiedzę na temat tego, co warto pominąć w kompletowaniu wyprawki dla niemowlaka. Jest to oczywiście lista subiektywna, jednak te pozycje powtarzały się u wielu matek, więc coś w tym musi być.
1. Kosmetyki
Wiele położnych, lekarzy i doradców zwraca uwagę na używanie kosmetyków u maluszków, wyznając zasadę "im mniej, tym lepiej". Skóra noworodka ma przede wszystkim oddychać i tak naprawdę, jeśli nie dzieją się z nią niepokojące rzeczy, typu alergie, wysypki, stany zapalne, kosmetyków praktycznie nie potrzeba. Kąpiel dziecka może odbywać się w czystej wodzie (lub z niewielkim dodatkiem np. emolientów), a pielęgnacja ciała dziecka może ograniczyć się do okolic intymnych i pupy. Krem przeciwko odparzeniom, delikatny płyn do kąpieli, sól fizjologiczna do zakrapiania oczu oraz patyczki/waciki do suchej pielęgnacji kikuta pępowiny - to absolutnie wystarczy. Zimą przyda się również krem na mróz/wiatr, latem zaś krem z wysokim filtrem UV.
Niepotrzebne zatem są:
- oliwka;
- kremy, balsamy nawilżające;
- szampony do włosów;
- żele.
Pamiętać należy, że często kobieta sugeruje się listą kosmetyków dołączoną gdzieś w sklepie czy aptece do produktu danej firmy. Oczywistym jest, że będzie na niej cała gama "potrzebnych niezbędników" danej marki, jednak należy zachować przy tym zdrowy rozsądek. W tej kwestii naprawdę mniej, znaczy lepiej.
2. Zapas butelek i smoczków
Jest kilkadziesiąt firm i rodzajów butelek oraz smoczków. Każde w innym kształcie, o innym zastosowaniu. Anty-kolkowe, uspokajające, imitujące brodawkę mniej lub bardziej. Robienie zapasów w tym przypadku nie ma sensu. Nie wiadomo, czy dziecko będzie chciało pić z butelek i używać smoczków i nie wiadomo, czy zaakceptuje jakiekolwiek z nich. Lepiej zatem wstrzymać się z tym zakupem lub zakupić jeden rodzaj, żeby sprawdzić, czy maluszkowi on pasuje. To nie są tanie rzeczy, ja sama mam w domu kilka nigdy nieużywanych smoczków i nierozpakowanych butelek. Człowiek mądrzeje z każdym kolejnym dzieckiem 😂
3. Sterylizator do butelek
Jeśli nie wiesz, czy i jak długo będziesz karmić piersią, tym samym nie wiesz, czy kupisz butelki do mleka czy też nie, lepiej odłóż zakup tego sprzętu na później, o ile w ogóle kiedyś Ci się on przyda. Częste wyparzanie i każdorazowe mycie butelki po użyciu, w mojej opinii i opinii zaprzyjaźnionych matek, wydaje się być wystarczającą pielęgnacją.
4. Akcesoria do łóżeczka
Mamaginekolog wielokrotnie wspominała, jak powinno wyglądać łóżeczko dla noworodka. Po profesjonalną lekturę odsyłam Was tu:
Łóżeczko dla noworodka W tym artykule jest co prawda poruszona kwestia łóżeczka pod kątem zmniejszenia ryzyka nagłej śmierci łóżeczkowej, ale znajdziecie w nim porady, czego nie warto pchać do dziecięcego łóżeczka również ze względów higienicznych. A są nimi:
- ochraniacze na łóżeczko - zapobiegają co prawda uderzeniom w główkę, ale umówmy się, żaden noworodek przez pierwsze tygodnie życia nie jest w stanie zrobić sobie krzywdy o szczebelki, bo po prostu ma mocno ograniczoną motorykę, delikatnie mówiąc 😃
- baldachim czy inne ozdobne wisiadło nad łóżeczko - zbieracz kurzu, roztoczy, dodatkowo utrudnia nagły i natychmiastowy dostęp do dziecka. Wygląda uroczo, pięknie wpisuje się w idealny wystrój pokoju, ale nie wystrój jest tu priorytetem.
- falbanka pod łóżeczko - kolejny materiał, który utrudnia cyrkulację powietrza w okolicy łóżeczka, a stanowić ma w mniemaniu rodziców albo ozdobę, albo formę zakrycia tego, co pod łóżeczkiem. Zbędnik.
- pościel - zaleca się, aby noworodek spał na płaskim materacu, pod lekkim kocykiem lub w śpiworku. I to na tyle, jeśli chodzi o pościel dla dziecka. Z poduszki długo nie skorzysta, podobnie z grubej kołdry. Wszelkie dodatkowe "latające" luzem po łóżeczku przedmioty, stwarzać mogą zwyczajnie zagrożenie dla maluszka. Ciasno naciągnięte prześcieradło + kocyk - finito.
5. Karuzela nad łóżeczko
Dalej w temacie łóżeczka... Przy Ali mieliśmy karuzelę. Grało to dniami i nocami. Świeciło, kręciło się, generalnie full wypas. Czy to niezbędnik dla noworodka? Nie sądzę. Aśka nie ma karuzeli, zepsuła nam się zaraz po jej narodzinach i jakoś odkładaliśmy długo w czasie jej naprawę, aż w końcu wylądowała w koszu. Wydaje się być typową fanaberią rodziców, żeby łóżeczko ładnie wyglądało, żeby coś grało i śpiewało, a dodatkowo stwarza poczucie, że dzieciątko się przy tym uspokaja. Noworodek poza biciem serca mamy, nie potrzebuje żadnych umilających jego życie dźwięków 💙
6. Krzesełko do wanienki
??? Szczerze powiedziawszy, w ogóle nie wiedziałam, że coś takiego istnieje i w czym dokładnie ma pomóc. Dla niewtajemniczonych, podsyłam grafikę:
Zdjęcie ze strony sklepu Smyk.pl
To innowatorskie cudo wkłada się do wanienki i sadowi na nim dzieciaczka. Zmyślne, prawda? Przypuszczam, że ma służyć temu, ażeby dziecko nie zamaczało się zbytnio w wodzie oraz, aby łatwiej je utrzymać podczas kąpieli. Ale umówmy się - z punktu widzenia czysto praktycznego, jest to dodatkowy gadżet zajmujący miejsce w domu, a z punktu widzenia uczuciowego - mocno ogranicza kontakt z noworodkiem w kąpieli, który jest niezwykle istotny w jego pierwszych miesiącach życia. Wystarczy stanowczo i pewnie przytrzymać maluszka w wanience i sprawa załatwiona. Bezpośredni kontakt z rodzicem nie powinien być ograniczany, jeśli nie jest to konieczne. Nauka kąpania maleńkiego dziecka sprawia zapewne nieco kłopotu i przysparza na początku trochę stresu, jednak kilka dni i nabiera się wprawy.
7. Leżaczek/bujaczek
Wśród moich znajomych matek okazuje się, że raptem co druga używała bądź ma zamiar używać tego produktu. Głównie chodzi o to, by dzieciątko poleżało, pobujało się, przysnęło i generalnie dało matce się ogarnąć. My używaliśmy sporadycznie, dłużej leżaczek się kurzył niż był używany. Kosztuje niemało, funkcji ma dużo, czy jest do końca bezpieczny dla kręgosłupa - tego nie wiem, opinie są podzielone. Mówi się, że zdrowiej położyć maleństwo na twardym i prostym podłożu. Nie jestem specjalistką, ale widzę, że to dość popularna teza wśród lekarzy dziecięcych, także... Warto przemyśleć zakup takiego cuda.
8. Wymyślne ubrania
Wiadomo - dostajesz tony ubrań po dzieciach swoich znajomych i rodziny. Są wśród nich niezbędniki, ale są też rzeczy, które są po prostu ładne. Czy praktyczne, to już kwestia sporna. Generalnie maluszka należy ubierać w ciuchy, które są wygodne, przewiewne i łatwo... "zakładalne". Wszelkie falbanki, koronki przy szyjce, zdobne guziczki na pleckach, wielowarstwowe maleńkie sukieneczki - to wszystko pięknie wygląda w sklepie, kusi swoją urodą, jednak ma niewiele wspólnego z praktycznością. Body, pajac, śpiochy - to absolutne must have , a na resztę przyjdzie pora, gdy maluch podrośnie.
9. Buciki "niechodki"
Garderoba dziecięca to naprawdę temat rzeka. Osobiście otrzymałam z różnych źródeł około 10-15 par takich niechodków. Piękne! Maleńkie, zdobione, świecące i kolorowe! Nigdy ich nie ubrałam. Nie mają nic wspólnego z bucikami, stanowią typową ozdobę stopy dziecka i są kompletnie zbędne na początku jego życia. Produkuje się już nawet sandałki i japonki w rozmiarze 0-3 miesiąca - pytam, po co? Jeśli dla wyglądu i uatrakcyjnienia dziecięcego image'u, zalecam odpuścić, zwłaszcza, że oczywiście cena jest kompletnie nieadekwatna w stosunku do praktyczności zastosowania.
Jestem bardzo ciekawa, czy macie inne pomysły na takie nieprzydatności noworodkowe. Dajcie znać, czy jest coś, co u Was się kompletnie nie sprawdziło, a czego nie ma na mojej liście. Pomoże to na pewno nie jednej mamie ograniczyć wydanie ogromnej sumy pieniędzy, których i tak na początku rozpływa się całe mnóstwo 🙈
Ale spoko, dziecko to podobno inwestycja.