poniedziałek, 21 listopada 2016

Kura domowa

Urlop macierzyński ucieka jak głupi. Pamiętam, że oczekiwanie na Alę dłużyło się nam jak wydzielina z nosa przy katarze, za to czas z dzieckiem gna obrzydliwie szaleńczym tempem. I to bez względu na to, czy trwa pół roku, czy rok. Bez względu na to, czy jedno dziecko, czy więcej. Tak po prostu jest. Wiele razy chciałoby się zatrzymać czas i wrócić do momentu, kiedy młode pisklę zasypiało na rękach wtulone w dopiero co opróżnioną pierś. Do momentu, gdy statycznie leżało tam, gdzie się je zostawiło tak długo, jak tylko to było możliwe. Choć każdy kolejny etap rozwoju malucha ma swoje dobre strony, zawsze ma się wrażenie, że to za prędko. Że jak to? Niedawno jeszcze gugało do siebie bez ładu i składu, a tu nagle wyjeżdża z "tata"? Że przecież wczoraj dopiero co odkrywało swoje maleńkie stopy i nauczyło się je wkładać do paszczy, a dzisiaj używa ich do odpychania się i uciekania przede mną na czterech po całym mieszkaniu?! Że nagle nie potrzebuje tyle tulenia, ciumkania i bliskości, a coraz bardziej i chętniej samodzielnie odkrywa świat...

Niestety. To nieuniknione, i uprzedzano mnie o tym. Ale mimo wszystko wizja uciekających miesięcy jest dla każdej matki lekko niepokojąca, delikatnie rzecz ujmując. A gdy zbliża się koniec macierzyńskiego, bez dalszej określonej wizji przyszłości, po prostu robimy w gacie.

Dla kobiet, które zastanawiają się, czy po macierzyńskim wracać do pracy, czy też nie, dla tych, które mają ten komfort i mogą podjąć tę decyzję bez obawy o zżeranie tynku ze ścian z braku środków do życia, chcę zdecydowanie powiedzieć, żeby dobrze się zastanowiły. Bo każda decyzja ma swoje blaski i cienie. I dziś kilka blasków tego, by zostać w domu i stać się kurą domową na pełen etat.

1. Kurnik pełen koleżanek-kur

W kurniku wiadomo, gwarno i klimatycznie. Dobrze, jeśli ma się kilka zaprzyjaźnionych towarzyszek niedoli, które również spijają kawusię w południe w domu, między jedną a drugą drzemką malucha. Które za chwilę pomału zbiorą się do ogarniania grajdołka, żeby na 16:00 wyskoczyć z dwudaniowym dla lubego. Dobrze, jeśli można z nimi wyjść na spacer, taki dłuższy, w ramach rozrywki zahaczyć o biedronkę i zebrać kilka naklejek na świeżaki. Można po prostu kontynuować te macierzyńskie przyjemności i bez stresu korzystać z każdego dnia. Bez użerania się z szefem, bez tłumaczenia się kadrowej, bez wścibskich koleżanek zza biurka. Po prostu chill z kurkami-koleżankami i ich kurzą watahą.

2. Czas dla kogucika

Nie ma co się oszukiwać, pogodzenie kariery zawodowej z ogarnięciem domowego ogniska, jest wyzwaniem. Wiele kobiet sobie z tym świetnie radzi i chwała im za to. Ale mimo wszystko, połowa dnia jest spisana niejako na rodzinną stratę. Coś kosztem czegoś, wiadoma sprawa. Jednak przy tym komforcie domowego kurowania czasu dla bliskich jest o tonę więcej. To też kwestia dobrej organizacji czasu, ale umówmy się, po 10 godzinach w biurze, na kasie, w fabryce, ma się ochotę po prostu na ciepło usłane sianko pod dupką. A kogucik czeka....

3. Obserwujesz rozwój swojego pisklaka

To niebywałe szczęście móc uczestniczyć w każdym nowym kroku swojego malca. Znam wiele kobiet, które wróciły do pracy zaraz po urodzeniu dziecka i każdego dnia tęsknią jak dzikie. Pierwsze 2 lata życia dziecka są kluczowe dla jego dalszego rozwoju. W tym czasie osiąga najwięcej zdolności, które potem tylko udoskonala. Dużo dzieje się w jego psychice, zmienia się fizycznie i nabiera najważniejszych umiejętności. Kurka domowa ma ten komfort, że może to wszystko obserwować i uwieczniać. Łapać każdą chwilę i cieszyć się nią. To coś, czego brakuje pracującym mamom, które muszą po pracy wypytywać o te postępy opiekunkę czy panią w żłobku.

4. Rozwijasz swoje kulinarne zdolności

Przy dwóch etatach często zapomina się o zjedzeniu choćby starej kanapki na drugie śniadanie, a co tu dopiero mówić o wspinaniu się na kulinarne szczyty doskonałości. Obiad zjadany jest z dnia poprzedniego, żeby nie tracić czasu na gotowanie, do roboty kupię sobie na szybko jakiegoś gotowca z fresha, a kolacji to w sumie nie muszę jeść. Kurki mają pełen wachlarz możliwości. Jest chwila na szukanie inspiracji, czytanie opinii o daniu, spokojne i przemyślane zakupy i w końcu odstawienie majestatycznego dania, najlepiej z deserkiem do kawusi. Jakież to potem jest miłe i satysfakcjonujące, gdy kogucikowi smakuje i pieje przy tym z zachwytu. Jeśli nie, cóż - jego problem.

5. Brak stresu, że jutro poniedziałek

Kury domowe kompletnie się tym nie przejmują. One często wręcz kochają poniedziałki, bo w końcu będą mogły obejrzeć powtórkę na wspólnej, cały weekend na to czekały! Nie ma stresu, że w niedzielę wypada wcześniej zanurzyć łeb w sianku. Że jeszcze tyle dni do piątku. Że tyle jeszcze do świąt! Kurze domowej lata to koło ogona, jaki dzień tygodnia i pora roku za oknem. Nie ma deadline'ów, targetów do wyrobienia, asapów od szefa i fakapów, że coś nie jest as asap as possible. Domowe kurowanie to oczywiście nie są wakacje. Poniekąd, jest się na wolnym, ale od pracy zawodowej, nie od pracy w  o g ó l e. Po prostu ma się czas, żeby o tę pracę zadbać na tyle, ile jest się w stanie, utrzymując przy tym kompletną harmonię w kurniku.

Osobiście nie uważam, żeby bycie kurą domową było jakkolwiek uwłaczające kobiecie. Bardziej uwłaczająca jest chyba sytuacja, w której kobieta wypychana jest na siłę przez swojego pana i władcę do pracy lub - zupełnie odwrotnie - gdy ów pan zakazuje jej pracować, bo chce mieć zawsze świeże skarpetki na rano.

Nie ma co ukrywać, są też minusy takiego kurowania. Nie wiem, czy nie ma ich przypadkiem więcej niż plusów. Grunt, żeby te plusy nie przesłoniły nam minusów. I ważne jest, najważniejsze (!), żeby przy jakiejkolwiek decyzji kobiety, wspierał ją mężczyzna, a dziecko było po prostu szczęśliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz