czwartek, 10 maja 2018

Alicja w żłobku

Hej ho wszystkim, którzy nas jeszcze pamiętają! :) jeśli postów na blogu mało, to oznacza tylko, że dużo dzieje się w życiu. Mamy piękny początek maja, wymarzony wręcz na smażenie tyłka, książkę na tarasie, zimne piwko i snucie planów. Przyroda rozkwita, słońce pali. Kocham maj!

Chwilę temu minęły dokładnie dwa pełne miesiące, od kiedy nasz Robak poszedł do żłobka. Czekałam na taką dwu-miesięcznicę, żeby móc się z Wami podzielić wrażeniami, naszymi i Ali. Myślę, że miesiąc to zdecydowanie za mało, by poczynić jakieś podsumowania, tym bardziej, że w marcu Ala trochę chorowała, przez co nie można było uznać tego miesiąca za pełen i aktywny żłobkowo. Ale dziś już wiem i widzę, że przez te dwa miesiące dziecko wykonało krok milowy, jeśli chodzi o swój rozwój (nie tylko umysłowy).

W naszym mieście nie ma zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o miejsce, do którego można posłać swojego dwulatka. A widać, że jest zapotrzebowanie, bo dziecioków na każdym rogu coraz więcej się rodzi. W żłobku utworzono zatem dodatkową grupę, która ruszyła właśnie od marca, tak trochę gratisowo, bo główna rekrutacja rusza przed wakacjami, jak w każdej takiej placówce.

Czy jesteśmy zadowoleni z tego miejsca jako rodzice?

Po stokroć tak. Ciężko było na początku. Ciężko dla mnie, matki, która od dwóch lat dzień w dzień bite 9 godzin spędzała sam na sam ze szkrabem. Pierwsze rozstanie było koszmarne, bo było... krótkie. Musiało być. Otrzymaliśmy jako rodzice pewne wytyczne i wśród nich znajdował się punkt o pożegnaniu z dzieckiem. Musi trwać krótko, nie należy go przeciągać w nieskończoność, im szybciej tym lepiej - mówili. Może to i drastyczne, ale poniekąd to rozumiem. Rozumiem rozumem - sercem niekoniecznie. Ala zupełnie nieświadoma tego, gdzie do końca się znajduje i co ją czeka (choć odbyliśmy z nią kilka rozmów tzw. przygotowawczych), wbiegła na salę pełną dzieci, nawet się z nami nie żegnając. Po chwili, zanim jeszcze drzwi się za nią zamknęły, rozpłakała się, bo chłopiec zabrał jej baloniki, które przyniosła dla dzieci z okazji pierwszego dnia. Myślałam, że serce mi pęknie, kiedy opiekunka z uśmiechem powiedziała "to do zobaczenia" i zamknęła drzwi. Świadomość, że moja córeczka płacze gdzieś tam, wśród obcych ludzi, a ja nie mogę jej utulić, że nie mam wpływu na to, co za chwilę z nią będzie i że nie wiem, czy w ogóle się tam odnajdzie, wylała ze mnie morze łez. Nie wbiegła w dzieci bez pożegnania dlatego, że jest odważna. Pobiegła dlatego, że nie sądziła, że zostanie tam sama bez nas. A została na dwie godziny 😃 Na szczęście, okazało się, że płacz trwał tylko przez moment. Ilość zabawek i atrakcji sprawiła, że szybko zapomniała o rodzicach i sprawdziła się tego dnia na medal.
Niestety, kolejne dni wyglądały dość podobnie. Już bardziej świadoma, że zostanie w żłobku bez rodziców, płakała przy tych krótkich rozstaniach. Ale tylko wtedy. Spojrzała na zabawki i zapominała o łzach.
Stopniowaliśmy jej tę radość. Z dnia na dzień zostawała na godzinę dłużej, żeby nie było szoku, żeby wszystko odbyło się pomalutku. Po dwóch tygodniach przestała spoglądać w okno i wspominać o nas. Co z jednej strony oczywiście powinno cieszyć. Z drugiej jednak gdzieś tam ukłuło (to chyba może zrozumieć tylko matka 😏). Koniec końców, uważamy zgodnie z moim M, że placówka spełnia swoją rolę dosłownie pod każdym względem. Nie mieliśmy wobec niej jakichś szczególnych wymagań. Nie spodziewaliśmy się, że Ala nagle zacznie mówić w dwóch językach, pozna wszystkie kraje świata i nauczy się czytać. Chodziło nam raczej o pewien rodzaj aklimatyzacji w nowym otoczeniu, o poznanie ludzi i obycie z dziećmi. Zależało nam na tym, żeby nie bała się obcych, złapała kontakt z rówieśnikami i tak po prostu, trochę się otworzyła. Ale nie mieliśmy pojęcia, że żłobki prowadzą teraz zajęcia logopedyczne, matematykę, podstawy angielskiego! Szczeny zadzwoniły nam o podłogę, kiedy Ala stwierdziła, że jej ulubiony kolor to blue.... 😲 Okazało się, że aktywności jest tam tak dużo, że ledwo starczy czasu na jedzenie i spanie! Zajęcia ruchowe są tam na porządku dziennym, wizyty na placu zabaw normą, każdy tydzień to inna moc atrakcji. Spacery do sklepu zoologicznego (w przypadku trochę starszych dzieci), śniadania na świeżym powietrzu, dzień marchewki, tydzień kolorów.... Można wymieniać bez końca. Codziennie odbieram uśmiechnięte, najedzone, wyspane i otwarte dziecko 💗💗💗 Czy tęsknię? Tęsknię. Brakuje mi jej gadulenia całymi dniami. Brakuje wspólnych wypadów, spacerów, zabaw. Ale jednocześnie wiem, że sama nie byłabym chyba w stanie zapewnić jej tylu atrakcji i wpaść na tyle pomysłów, żeby tak skutecznie i rozrywkowo zapchać jej dzień - umówmy się,  kobieta w dwupaku też jest lekko ograniczona ruchowo i umysłowo 😃😃😃 Dzięki temu, że nie ma jej ze mną przez cały dzień, celebrujemy każdą chwilę popołudniu, w weekendy i dni wolne. Tęsknota ma swoje plusy!

Czy Ala jest zadowolona ze żłobka?

Wiele można już z niej wyciągnąć, jeśli chodzi o sprawozdanie z danego dnia. Uczulali nas również, żeby nie zasypywać dziecka miliardem pytań o to, co robiło, ile zjadło, czy ładnie siusiało. Jest to pewien dodatkowy stres dla malca. Dlatego staramy się mimochodem gdzieś rzucić pytanie, jak było. Uwielbiamy to, jak wtedy rozwiązuje jej się język :) Chwali się, że zjadła "dugie danie" na obiadek. Że spała z Adasiem (nie pytajcie....). Że huśtała się na bujawce, a Lila sikała do białego nocnika. Że Mikuś to łobuziak, Adaś beksa, a ciocia Lidka jest fajna. Że robiła tany tany i że dobrze jej to wychodzi! Oczywiście, więcej informacji przekazuje nam jednak ciocia :) Dzięki niej wiem, że Ala jest zawsze chętna do zabaw grupowych, pierwsza siada w kółeczku, kiedy jest komenda "zgadujemy kolory!". Łatwo jej przychodzi nauka, poznała mnóstwo nowych słów, którymi później nas zasypuje (przysięgam, potrafi gadać 1,5 godziny, bez 10-sekundowej przerwy - nie trzeba nawet na nią reagować! Brak reakcji często jeszcze bardziej ją nakręca 😃). Codziennie pokazuje mi, jak zjeżdżała na zjeżdżalni i gdzie jest jej szafka. Wygląda na to, że odnalazła się tam - usłyszałam nawet ostatnio, że się przywiązała do tych dzieciaków. Co jest dla nas ogromną radością! Opiekunki wsparły nas również w nauce załatwiania swoich potrzeb na nocnik. Kiedy wczoraj sama na moich oczach zdjęcia sobie majteczki i załatwiła się zupełnie bez niczyjej pomocy - ponownie opadły nam szczeny. Może łatwo nas zaskoczyć, może u dwulatka to zupełnie normalne, nie wiem. Ale takie małe kroki i sukcesy napawają nas dumą i utwierdzają w przekonaniu, że to był dobry ruch!

Nie jestem specjalistką. Nie wiem, czy dzieci "żłobkowe" lepiej radzą sobie w późniejszym życiu. Nie wiem, czy jest im potem łatwiej z aklimatyzacją w nowych środowiskach. Ja do żłobka nie chodziłam i myślę, że nie najgorzej ze mną w tej kwestii 😃 Nie wiem, czy to bardziej dzięki rodzicom, czy dzięki takim placówkom dzieci są bardziej inteligentne, sprawne i chętne do współpracy. Na razie minęło mimo wszystko zbyt mało czasu, żeby to stwierdzić. Ale jeśli ktoś mnie zapyta o radę, czy warto, czy warto TAM puścić swoje dziecko (bo są zapewne żłobki i żłobki), czy Kubusiowy jest wart swojej ceny, odpowiem TAK! 😊