piątek, 7 lutego 2020

Tytuł wymyślę później


Przy piątku, przy okazji burzy na choda-grupach, przy okazji wszystkich dyskusji na Instagramie, wrzucam swoje skromne zdanie.
Wiecie, ja się uczę nie oceniać. Uczę się rozumieć innych, szanować ich zdanie i wolny wybór. Czasem przychodzi mi to łatwiej, czasem gorzej, ale uważam, że praca nad sobą pod tym względem dużo mi daje. Ten, kto wiecznie narzeka, wiele traci. Ten, co ciągle ocenia i krytykuje, gorzknieje. Więcej luzu i dystansu by się nam przydało.


Tytuł wymyślę później


Była sobie Kasia mała,
Co każdego dnia myślała:
„może ja bym schudnąć chciała?
Może bym potrenowała?”

Z dietą zmiany dodatkowo,
Żeby wszystko zrobić z głową.
I trenera trzeba wybrać,
Co by pomógł walkę wygrać.

I szukała, i czytała…
I myślała, co by chciała…
„Wiem już, kiedy będzie bosko! -
- Gdy wybiorę Chodakowską!”

Mała Kasia się wkręciła.
Ewkę bardzo polubiła.
I codziennie z nią ćwiczyła,
I wyzwania z nią robiła.

W grupę dziewczyn szybko wpadła,
Każda Kasi serce skradła.
Na fejsbuku konto miała,
tam raporty wciąż składała:

ile zjadła, co ćwiczyła,
ile kroków, czy przeżyła.
A dziewczyny brawa biły,
Wszystkie wszystkim dały siły.
  
Wszystkie z wszystkich się cieszyły,
Bo efekty piękne były.
Wielka grupa, wsparcia wiele,
Zdrowe duchy w zdrowym ciele.

Aż tu nagle wielkie błoto.
O co chodzi? Co to, co to?
Nagle hejty i podziały,
Laski zmysły postradały.

Ta się czepia, że siłownia.
Ta, że laska jest niesłowna.
Ta, że suplementy zjada,
Ta, że dziś na zumbę wpada.

Ta, że z Anią woli ćwiczyć,
Ta, że źle kalorie liczy.
Ta się z grupy wypisuje,
Jedna drugiej tyłek truje.

I kolejna stąd ucieka,
Grupa żalem już ocieka.
Ciut mi smutno, ale hola!
Moje zdrowie – moja dola!

Jestem wolna, wszystko mogę!
Zrobić szpagat, ćwiczyć nogę…
Siłkę zwiedzać, taniec ćwiczyć,
Byleby się wciąż nie byczyć!
  
Czy spacery, czy podskoki,
To nieważne, to detale!
Robię swoje, idę dalej
I się nie przejmuję wcale.

Najważniejsze: ruch i zdrowie.
Każdy trener Ci to powie.
A w dodatku – daję słowo –
Masz figurę wyjątkową.
Dbaj o siebie i nie marudź,
Nie ma o co robić larum.

wtorek, 4 lutego 2020

Krótka przypowieść o relacjach

Są takie tematy, z których opisaniem zwlekam nawet kilka miesięcy. Siedzi mi taki temat z tyłu głowy, kiełkuje i dojrzewa, kłując i uwierając mnie w tyłek. 

Bardzo wiele się zmieniło w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Oczywiście, zbiegły się te zmiany z nową pracą, bo okazało się, że potrafię rozmawiać o czymś więcej niż kolorze kupy czy buncie czterolatka. Że umiem robić coś więcej niż dobrą kawę czy pranie. Że nadal chcę się rozwijać i chłonąć wiedzę. 

I jednocześnie zastanawiam się, czy można zakończyć pewien etap życia ze smutkiem i jednocześnie przyjemnością? Bo urlop macierzyński właśnie tak się u mnie zakończył – z wielkim ubolewaniem i nostalgią za tym, co już nie wróci, ale również z radością, że idzie coś nowego.

Jedną z wielu rzeczy, których się bałam w powrocie na ścieżkę zawodową, było poranne wstawanie o tej samej porze, dzień w dzień. Serio! Autentycznie się tego bałam! Obawiałam się, że po nieprzespanej nocy, bo Asia ząbkuje, bo Ala się budzi, bo ogólnie dzieci lubią nocne życie, nie będę w stanie zwlec się spod kołdry. Że będę jak zombie, próbując ogarnąć kurczaki w pracy. Że żadna ilość kaw mnie nie uratuje i będę przez to – jak to się ładnie mówi – nieefektywnym pracownikiem. Dotąd nieprzespane noce zawsze mogłam sobie odrobić w ciągu dnia, a tu nagle musiałabym je wziąć na klatę. Było to dość stresujące.

Ale!
Wir pracy i natłok obowiązków nie pozwala mi w biurze nawet ziewnąć. Jestem zaaferowana i mocno przejęta nową rzeczywistością.

I zdałam sobie ostatnio sprawę, co ma kluczowy wpływ na to, jak się czuję, jak się realizuję i dlaczego chce mi się wstać każdego dnia z łóżka. I tym kluczowym czymś są ludzie. I to hola, hola, nie byle jacy ludzie. Tylko tacy, których dobrałam sobie sama i którzy jednocześnie dobrali sobie mnie. Jakoś się złożyło, że zupełnie z przypadku, albo – może właśnie celowo? – ścieżki kilku osób skrzyżowały się ostatnimi czasy z moimi. Są to ludzie, którzy chcą, którym się chce, którym zależy. Którzy dopytują, proponują, zachęcają i współpracują. Którzy nie unikają, nie wymyślają, nie stroją min, nie obrażają się  i nie fochują. Ludzie, którzy bez głębszego zastanowienia przyjmują zaproszenie na kawę. Tacy, którzy pytają z samego rana, jak zaczął mi się dzień, a wieczorem – jak minął. Ludzie, którzy chcą się za mną śmiać, bawić, rozwijać i rozmawiać. 

Wydawać by się mogło, że to przecież nic nadzwyczajnego – obecność życzliwych ludzi wokół siebie. Ale jednak to zawsze moim marzeniem, które nie mogło się do końca spełnić. Ostatnimi czasy odczuwałam swego rodzaju zniesmaczenie i niepewność wobec ludzi, z którymi do niedawna byłam blisko i na których bardzo polegałam. Brzmi banalnie i górnolotnie? Może i tak, ale ci, co mnie znają, wiedzą doskonale, że społeczne ze mnie dziewczę. Dlatego właśnie zabiegam o ludzi i lubię wśród nich przebywać. Ale zbyt wiele toksycznych osób stanęło ostatnio na mojej drodze i dopiero niedawno uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem nimi zmęczona. Nie zliczę, ile razy wylewałam łzy za znajomością, która absolutnie nie była tego warta. Ile krwi napsuli mi ludzie, którzy odpychali i podcinali skrzydła. A ja zamiast zebrać się do kupy i iść do przodu z wysoko podniesionym czołem, ubolewałam i marudziłam. 

W końcu wzięłam się w garść. Posłuchałam mądrych porad mojej mamy i wielu innych, spojrzałam do przodu, zamiast ciągle rozpamiętywać przeszłość. Na szczęście świat nie kończy się na jednym przyjacielu i na jednej pasji. Okazuje się, że jeśli się dobrze rozejrzysz, poszerzysz horyzonty, a dodatkowo trochę odpuścisz i zluzujesz, nagle masz z kim się spotkać, z kim potańczyć i spić kawkę. Nagle znajduje się ramię, na którym możesz się oprzeć i przyjazna twarz, do której możesz się uśmiechnąć. Nagle pojawia się osoba, która nie może się doczekać, żeby z tobą pogadać i odwzajemnia twoje sympatie. 

Dla mnie to naprawdę NOWOŚĆ. 

I oczywiście, jak każde schody w życiu, te również traktuję jako nauczkę. Znacie to powiedzenie „jak wywalają cię drzwiami, to wejdź oknem”? Kiedyś taką właśnie dewizą się kierowałam. Dziś wiem, że nie do każdego aspektu życia ona pasuje. Jeśli gdzieś Cię ewidentnie nie chcą i nie potrzebują, szkoda czasu. Warto robić swoje, słuchać siebie i żyć w zgodzie z samym sobą. 

Teraz dzięki moim najwspanialszym dzieciom i mężowi czuję się naprawdę szczęśliwa. A osoby, które pojawiły się przy mnie, dopełniają to szczęście.

Dziękuję. 

Bardzo!

Znalezione obrazy dla zapytania: przyjaciele rysunek" 
Grafika: ivalfre.com