poniedziałek, 11 listopada 2019

Dzień dobry, praco!

Uwielbiam etapy. Uwielbiam dzielić życie na etapy, uwielbiam, kiedy te etapy się przeplatają. Kiedy jeden etap się kończy, wiem, że to znak, że idzie kolejny i napawa mnie to ogromnym podnieceniem. Lubię zmiany, więc pewnie stąd to zamiłowanie do nowych rozdziałów w życiu. 

Od pewnego czasu trwa u mnie wielka rewolucja, z którą już się oswoiłam, ale której cholernie się bałam. Często podniecenie idzie u mnie w parze ze strachem, to nieodłączna część mojego charakteru. Właśnie te uczucia targały mną, kiedy szłam na studia i zostawiałam na kilka lat dom rodzinny... również wtedy, kiedy dowiedziałam się o ciąży i planowałam przeprowadzkę z Gdańska do Solca... Wiele sytuacji w życiu nauczyło mnie tego, że strach przed zmianami może być mobilizujący, a nie tylko paraliżujący. 

Jakiś czas temu zakończył się jeden z ważniejszych etapów mojego życia, taki który nie wróci już nigdy. No, a przynajmniej nie w takiej formie 😏 Etap beztroskiego macierzyńskiego pobytu w domu. Wiecie, mam wokół mnóstwo matek, które są jeszcze w tym momencie swojego życia pełną piersią (dosłownie!) i całą sobą - patrzę na te matki i niejako im zazdroszczę. Bo o ile macierzyństwo jako takie trwa do końca życia, o tyle ten urlop matki i dziecka w domu, we dwoje przemija zbyt szybko i uwaga - należy się nim cieszyć! Mówię to z pełną świadomością błędów, jakie popełniałam przez ostatnie 4 lata. A było ich sporo - nerwy o byle brud na stole, nerwy o płacz dziecka, nerwy o to, że znowu rozlało mi kawę na podłogę, że mleko nie leci mi z cycka strumieniem, że w nocy trzeba wstawać, że kolkę trzeba leczyć, że szczepienia trzeba przypilnować... Nerwów było wiele. Wiele z nich zupełnie bezpodstawnych. Wiele wymyślonych na poczekaniu, zupełnie niepotrzebnych. Często były sytuacje, w których zamiast radości z bycia z maluszkiem w domu, była złość i jakieś rozgoryczenie. To nie była żadna depresja, żaden baby blues, żadne wielkie nieszczęście - to był mój charakter. Oczywiście, że każdego dnia dziękowałam Bogu, że mam zdrowe i radosne dzieci! Oczywiście, że codziennie doceniałam chwile sam na sam z maluchami, kiedy mogłam je wąchać i  tulić do woli i nikt mi w tym nie przeszkadzał. I żadna obca baba nie mówiła do mojego maleństwa "Aluniu" , a ona do niej "ciociu kochana". Doceniałam to bardzo, jednak z perspektywy czasu widzę, że niedostatecznie. Że mogłam wiele rzeczy zrobić bardziej, lepiej, mocniej i z większą satysfakcją. Za dużo było w tym macierzyńskich stresów, a za mało radości, która na pewno bardziej by się przysłużyła w tym czasie moim dzieciom.

Okres po porodzie, cały ten urlop macierzyński to czas tak magiczny i tak krótki, że szkoda łez i nerwów na codzienne bzdury. Bo umówmy się - nigdy nie będziesz miała tyle czasu dla dziecka i domu, co właśnie podczas tego etapu swojego życia, choć może wydaje Ci się często, że tego czasu nie starcza Ci na nic! Biegasz po chacie z wywieszonym jęzorem, odwalasz tańce z mopem, trzema rękoma próbujesz ogarnąć dzieci i obiad, i nawet się nie obejrzysz, a za oknem już ciemnica. Czy nie jest tak, że wydaje Ci się, że nic pożytecznego dziś nie zrobiłaś i czas uciekł Ci przez opuchnięte połogiem palce? 😏 Jeśli tak jest, spójrz proszę na swoje śpiące spokojnie dzieciątko: ubrane w czystą piżamkę, wysmarowane pachnącym kremem, z wyczesanymi dokładnie włoskami, obciętymi starannie paznokciami u stópek, z misiem przy twarzy i zadowolonym, najedzonym brzuszkiem. Spójrz na męża, który właśnie zjadł ciepłą kolację i popija soczyście zimne piwko, które mu chłodzisz od południa. Spójrz na dom, który mimo całodziennego chaosu i rozgardiaszu - STOI! On stoi!!! Kij, że zmywarka pęka w szwach, na stole zabawki, w kącie odkurzacz, którego nie zdążyłaś jeszcze schować. Jeśli dziecko nie rozniosło Ci chaty w pył, wierz mi - wygrałaś dzień! Czasem po prostu musi być chaotycznie. Dziecko wnosi w życie tony szczęścia, ale tyle samo rozgardiaszu - i o to w tym wszystkim chodzi. Właśnie TO należy docenić i właśnie TYM należy się cieszyć do upadłego. Bo ten etap skończy się szybciej, niż myślisz.

Mój urlop macierzyński trwał długo. Pewnie gdyby mógł, trwałby jeszcze dłużej, bo szczerze nie wyobrażałam sobie powrotu do pracy ani trochę. Suma sumarum, zdecydowałam się na ten krok i pożegnałam pieluchy, laktator i dopołudniowe kawki u koleżanek (😭😭😭). Powrót na ścieżkę własnego rozwoju po takiej przerwie jest trudny, zwłaszcza, kiedy łączy się z wysłaniem małego Robala do żłobka. Ten stres jest wówczas tak skumulowany, że nie jesteś w stanie spać. Autentycznie. Na szczęście, kiedy miejsce pracy okazuje się strzałem w dziesiątkę, a obok masz pomoc i wsparcie rodziny, ciśniesz z dnia na dzień coraz śmielej i zapominasz o tych wszystkich stresach. 

To jest moje nowe życie. Życie rodzinne skrócone dziennie o jakieś 10 godzin, skumulowane w 4 intensywne godziny, jakie zostały mi po pracy i które mogę poświęcić w 100% najbliższym i znajomym... Ogarnianie wszystkiego tego, co kiedyś zajmowało mi cały dzień, teraz musi się zmieścić w zaledwie kilku chwilach. Przestawienie się na nowe tory nie jest wcale łatwe, ale absolutnie jest do zrobienia. I myślę, że potrzebne. Będę niepoprawna macierzyńsko, będę za to wychłostana przez niektóre matki, ale wiecie co - nowa praca bardzo dobrze mi zrobiła. I mimo że tęsknię niemożliwie w ciągu dnia za dziećmi, to nie żałuję tej decyzji. Jestem teraz potrzebna gdzieś indziej, robię coś ważnego, staram się być w tym dobra. Wiem, że przyszła kolej na mnie. Chciałabym być spełniona,szczęśliwa i przelewać te uczucia na moją rodzinę. I jestem na bardzo dobrej drodze! 😏









4 komentarze:

  1. Kasiu, nie wiem kto Ci wmówił, że Twoim i wyłącznie Twoim obowiązkiem jest odkurzanie, dbanie o dzieci i gotowanie mężowi(!!!) obiadu, ale nie miał racji. O ile dzielisz swoje życie z partnerem to możesz dzielić z nim też obowiązki domowe, szczególnie że to też jest jego dom i to nie "on pomaga ci sprzątać", ale razem debacie o wasze wspólne mieszkanie. Gratuluję powrotu do ścieżki zawodowej i samorealizacji, bycie matką to nie jedyna funkcja w życiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt mi tego nigdy nie wmawiał 😊 Cieszę się, że poświęciłam dzieciom te ostatnie lata i nie żałuję tego etapu! Cieszę się też, że nadszedł nowy 😊 tu są same pozytywne emocje, bez obaw! 😉

      Usuń