sobota, 16 marca 2019

4 miesiące

Sport uczy pokory. Pojęłam to właśnie wtedy, gdy wzięłam się za moje wyzwanie. Nigdy nie byłam szczególnie pokorna i uległa, ale od czterech miesięcy mocno się to zmieniło. Widzę bowiem, jakim człowiekiem trzeba być, żeby wytrwać w tego typu postanowieniu. Dzisiaj bardzo podziwiam sportowców różnych dziedzin, którzy całą swoją uwagę potrafią skupić na dążeniu do celu i pokonywaniu własnych słabości. To wymaga odwagi, samozaparcia, determinacji, ogromnej woli walki.

Na Instagramie obserwuję dziewczynę, która rok w rok bierze udział w zawodach w fitnessie sylwetkowym - to są te nasmarowane bronzerem kobiety, w błyszczących stanikach, które z wydętą pupą i napiętymi plecami stają przed jury i pokazują, jak wyglądają. To oczywiście uproszczona, moja definicja tego sportu, bo całkowitych szczegółów nie znam. Natomiast poza tą uśmiechniętą, świecącą się od olejków dziewczyną, widzę w niej ogromną pokorę. To właśnie ta pokora pozwala jej na udoskonalanie swoich umiejętności i sylwetki. Spędza długie godziny na siłowni, wykonuje ponad 10 tysięcy kroków dziennie, ograniczając przy tym poruszanie się po mieście samochodem czy komunikacją. Zgłębia wiedzę na temat tego sportu i zdrowego stylu życia czytając lektury obowiązkowe w tej dziedzinie. Jest w stałym kontakcie z dietetykiem i trenerem personalnym, kontrolując swoją dietę, komponując kolorowe posiłki, dba przy tym o ich odpowiednią kaloryczność i zapotrzebowanie energetyczne. Dzięki tym wszystkim składowym, cierpliwie, krok po kroku dąży do zaplanowanego celu, bierze udział w zawodach, zdobywa tytuły.

I doskonale rozumiem, że ktoś w tym momencie może się zniechęcić do takiego stylu życia. Bo jest to niejako życie z centymetrem w dłoni, życie ustawione często co do godziny. Ale nie jest to jednocześnie życie niewolnicze. Dziewczyna zrobiła z tego swoją pasję, cieszy ją ta praca, zadowalają efekty. I jeśli takie życie jej pasuje - wspieram z całego serca.

Ta powyższa dygresja służy pochwaleniu fenomenu, jakim jest praca nad sobą. I to dotyczy wielu aspektów życia, niekoniecznie musi być to dziedzina sportowa. Ale że chciałam się dziś pochwalić swoimi osiągnięciami, skupiłam się właśnie na tej kwestii.

Jeśli chcę zobaczyć realne efekty swojej decyzji (np, że schudnę! rzucę palenie! założę rodzinę! zwiedzę Japonię! - postanowienia mogą być wielorakie), to muszę uzbroić się w cierpliwość. W moim wyzwaniu czas stał się moim sprzymierzeńcem. Wielokrotnie pisałam o tym, że kilka razy moje postanowienia (najczęściej były one noworoczne) legły w gruzach na pierwszym zakręcie. I nie wiem, czy to była kwestia braku wsparcia, braku motywacji, braku konkretnego planu. Wiem, że popełniłam kilka błędów, a jednym z nich była niecierpliwość i brak pokory. To wyzwanie chciałam podjąć, żeby między innymi posiąść te cechy. I widzę, że jest to dobry sposób na wytrwanie w postanowieniu.

Nie interesują mnie dziś żadne ulepszacze odchudzania. Nie sięgam po suplementy, trzymam się z daleka od wszelkich diet "cud". Wiem już, że nie jest sukcesem schudnąć szybko. Za sukces można uznać to, że:

- patrzysz w lustro i podobasz się sobie
- czujesz się zdrowo
- czujesz się silna
- dbasz o to, co jesz
- chcesz kontynuować ten proces

Kwestia jedzenia to rzecz priorytetowa. Mój koszyk z zakupami wygląda kompletnie inaczej, niż wyglądał 4 miesiące temu. Niektóre nawyki jedzenia weszły mi w krew, nad wieloma jeszcze pracuję. Patrzę na upływające tygodnie wyzwania i cieszę się, że dałam sobie aż rok. Dzięki temu na wszystko mam czas, nie odczuwam żadnej presji i goniących mnie terminów. Nie założyłam sobie liczby kilogramów do zrzucenia ani centymetrów do zgubienia. Założyłam sobie natomiast zmianę odżywiania i więcej ruchu.

I powiem Wam, że sport uzależnia! Im więcej go wykonuję, tym bardziej go lubię. Jestem w 1/3 mojej drogi. Cieszą mnie dotychczasowe efekty i wiem, co robić, żeby je udoskonalić. Jestem podekscytowana tym, co przede mną!

Poniższe zdjęcia pokazują różnicę około 7-8 kilogramów, swojej dokładnej wagi początkowej nie odnotowałam. Wiem natomiast, ile ważyłam po ciąży i z takiego pułapu mniej więcej wystartowałam.

15.11.2018r. - 66kg
15.03.2019r. - 58kg

Dzięki Wam, że jesteście ze mną! Zostańcie do końca 😊




niedziela, 10 marca 2019

Podniecona kobieta

Siadam właśnie na sofie z moimi ostatnio ulubionymi przyjaciółkami - chusteczkami higienicznymi.. Jak Boga kocham, dawno nie pamiętam takiego sezonu chorobowego, jak ten. Matki, ojcowie, dzieciaczki, znajomi, wszyscy zakichani i z temperaturą. Moje dwie latorośle też w końcu dopadł dół zdrowotny, a że ja w tych bakteriach kiszę się non stop, czepiło się i mnie. Kicham dalej niż widzę, oczy jak u królika, na gardło czerwone tabsy do ssanka i cóż - liczymy na szybką poprawę, bo wizyty u znajomych odkładane są już siódmy raz...

Czy ja kiedyś już wspominałam, że nasze małżeństwo dzielę zawsze na dwa dość diametralnie różniące się etapy? Pierwszy etap to okres  p.n.a - czyli przed naszą Alą... a teraz również i naszą Asią, a drugi to oczywiście ten po ich cudownych narodzinach. Te dwa etapy różni właściwie wszystko. I to chyba żadne odkrycie, a każda mężatka tutaj (choć liczę na to, że mężczyźni również zaglądają na alibabkę 🙏) doskonale wie, że małżeństwo to w ogóle zbiór etapów. Podobnie jak dziecko - dzieciaki to etapy. Wszystkie należy przetrwać, przeczekać, w krytycznym momencie reagować, ale jednocześnie zdać sobie sprawę, że tak po prostu musi być. Nabranie takiej świadomości wiele ułatwia i potrafi zgrabniej pokonać meandry rzeczywistości.

A zatem, małżeństwo to również taka składowa przeróżnych okresów, sinusoida, taki teren nizinno-wyżynny przepełniony wzlotami i upadkami, dniami lepszymi i gorszymi, miłością i chęcią zabicia siebie nawzajem. Nic w tym nienormalnego, tak po prostu jest.

Dziś, przy niedzieli zaczęłam zastanawiać się, jak kiedyś wyglądały nasze weekendowe poranki. Kiedy żadne z nas nie miało obowiązków i planów. Kiedy jedyną zagwozdką na sobotę był wybór klubu na imprezę, a na niedzielę - skąd zamawiamy pizzę na obiad. I cóż ja mogę rzec, żeby nikogo nie urazić, żeby nikt mnie nie znienawidził, żeby nadal ktoś mnie tu czytał... - było po prostu nieco inaczej.. (mogłam to ująć łagodniej? wątpię...)
Często niedzielę spędzało się w łóżku. Idealny to był moment, żeby wspólnie, tylko we dwoje, przegadać i przerobić kilka spraw i pozycji 😎 Lubiliśmy zjeść w łóżku śniadanko, posprzeczać się o pierdoły, potem poświntuszyć... i na dobre zacząć dzień.

Do dziś kręcą mnie sprośne teksty, nie będę zgrywać niewiniątka. Mam kilka swoich ulubionych. Od czasu, kiedy urodziły się dziewczynki, z moim kobiecym organizmem dzieją się jeszcze bardziej kosmiczne rzeczy, niż kiedyś. Mój M doskonale wie, co na mnie ostatnimi czasy działa.

Ja w ogóle chętnie podejdę do tematu globalnie. Jestem święcie przekonana, że nie istnieje na świecie kobieta, przy okazji matka, której takie słowa by nie podnieciły. Jeśli jest taka, niech no ją znajdę, poznam i dopytam, co do diabła siedzi w jej głowie, że tego typu teksty jej nie ruszają?!

Nie wiem, czemu zwykle się o tym milczy, wstyd jest pisać na ten temat w Internecie, nikt nie woła o tych sprawach głośno w telewizji. Dziwny temat tabu, zupełnie nieusprawiedliwiony. Im szybciej przyznamy się przed naszymi mężami i przed samą sobą, że tego typu hasła umilają nam niedzielne poranki, tym lepiej i szczęśliwiej będzie nam je spędzać.

A na mnie działają jak dobry kieliszek czerwonego wina. Jest taki jeden, dość sprośny tekst, który szczególnie wywołuje u mnie gęsią skórkę. Jest najpiękniejszą melodią na moje ucho, ja autentycznie wpadam wtedy w stan natychmiastowego podniecenia! I to jest tekst, który najchętniej słyszałabym w każdy weekend. Niestety w tygodniu nie ma czasu na poświntuszenie, ledwo pamiętam z poranków muśniecie jego ust przed wyjściem do pracy, i wpadam ponownie w objęcia Morfeusza, o ile oczywiście małe darmozjady na to pozwolą (rzadko pozwalają). Dlatego właśnie to jest coś, co najchętniej kojarzyłabym w ogóle z weekendem, z niedzielką. Taki tekst, na który czekałabym cały tydzień, żeby móc napawać się jego dźwiękiem przez te parę chwil.

Idealnie jest wtedy zadbać o odpowiedni nastrój i dzień prędzej zastanowić się nad doborem bielizny, skąpej koszulki nocnej, wymienić pościel na świeżą, zasłonić szczelnie na noc rolety, żeby żaden promień słońca z rana nie zburzył całego klimatu. Bo zwykle po tym tekście nasza przygoda z łóżkiem dopiero się zaczyna. Lepiej, żeby nikomu wtedy nie chciało się z tego łóżka wyskoczyć, bo okruchy po chipsach gryzą w tyłek!

To jest też również apel do mężczyzn - macie, kochani mężczyźni, z okazji Waszego dzisiejszego swięta, pro tip za free! Jeśli chcecie, żeby Wasza kobieta oszalała jeszcze bardziej na Waszym punkcie... Żeby wychwalała Was przy znajomych (nie napiszę, że przy mamusi czy babci, bo to mimo wszystko zbyt wstydliwe, by wychwalać przy rodzinie)... Żeby kobieta wyczekiwała jeszcze bardziej Waszych powrotów z pracy, żeby móc rzucić się Wam na szyję... Żeby marzyła o Was w ciągu dnia jak za starych, kawalerskich czasów... słowem  - żeby zrobić jej dobrze.... Użyjcie tekstu, który zadziała jak najlepszy afrodyzjak. Sprawdzone na sobie kilka razy, potwierdzone naukowo wśród kobiet, które już ten tekst usłyszały i przeżyły całą sytuację. Panowie - nie zapomnijcie o tonie głosu. Szept jest mocno wskazany, choć niekonieczny. Odsuńcie kosmyk jej włosów zucha, żeby dobrze i wyraźnie usłyszała (z rana jesteśmy dość głuchawe)... Nachylcie się blisko, użyjcie wszystkich swoich pokładów testosteronu i władczo, acz delikatnie wypowiedzcie to, co tak bardzo chce usłyszeć...





















"Kochanie, ja zajmę się dziećmi, a Ty śpij dalej."


 I co, czy jest na całym globie choć jedna kobieta, która w tej sytuacji zerwałaby się na równe nogi i rzekła "nie, skarbie, ja je wezmę, zrobię nam wszystkim śniadanie, zaparzę świeżą kawkę ze spienionym mleczkiem, uprasuję przy okazji stos prania, wstawię nowe do pralki, za jednym zamachem od razu przelecę podłogi i umyję okna, a Ty sobie odpocznij, zawołam Cię na gotowe" ? No nie sądzę. Myślę, granicząc z pewnością, że to hasło wbiłoby Was w łóżko jeszcze mocniej - dlatego właśnie uprzedzałam o wymianie pościeli i zasłoniętych roletach. Kiedy mówiłam o tym, że przygoda z łóżkiem dopiero wtedy się rozpoczyna, bynajmniej nie myślałam o Tobie i Twoim mężu. I przyznaj - czy taki tekst nie wywołałby u Ciebie ani grama podniecenia? Nie opruszyłby Twojego skąpo odzianego ciała gęsią skórką? Hm, hm, hm? 😎 

My wiemy, co nas kręci. Kiedy jesteśmy bezdzietne, fakt, oblewa nas fala gorąca ze zgoła innych powodów niż wówczas, gdy posiadamy te dzieci. Zwłaszcza takie, które w nocy spać nie dają, które spać chadzają później niż przewiduje ustawa, które wstają zanim kogut zapieje. 

Zatem, jeśli którykolwiek z Panów śmie twierdzić, że kobieta jest skomplikowaną istotą, to ja to właśnie obalam. Jest jedna rzecz, której kobieta pragnie w niedzielny poranek - po prostu zabierz  dzieci do drugiego pokoju - blask i szczęście na jej twarzy MUROWANE! 💪


 Casal, Love, Romantyczny, Szczęśliwa Para, Vintage