sobota, 4 maja 2019

Treningowa fraszka

Jak każda świadomie trenująca osoba, również i ja czasem mam ochotę i wręcz pragnę odpoczynku, spokojnego rozciągania czy regeneracji. Wczoraj był ten dzień.

Niestety, reszta domu miała inne plany...



Treningowa fraszka


Dnia pewnego piątkowego,
deszczowego, majowego,
alibabka mówi sobie:
odpoczynek dzisiaj zrobię.

Trampoliny w czwartek były,
i zakwasy porobiły.
W tyłek, w brzuszek, w nogi weszło,
myślę zatem: oby zeszło!

Trening przecież nie ucieknie,
matka na kanapę legnie.
Serial sobie dziś odpali,
ale jutro już dowali! 

Dziatwa jednak rozżalona.
"Mama! Mata rozłożona!"
Patrzę, widzę, mata leży...
Córka czeka, mocno wierzy...
Że dziś jednak coś poskacze,
z mamą zrobi wygibacze.
"Złaź z kanapy" - czytam w oczkach,
choć dziś czuję zakwas w boczkach.

Cóż tu robić, córka prosi.
Choć ja wiem, jak się zanosi.
Trzy przysiady, dwa pajace,
i "mamuniu, jus nie skacę".

Ale dobra - niech już ma!
Trening pyknę z nią raz dwa.
Może tatuś weźmie Asię,
bez niej trening zrobić da się.

Stopy w buty, nogi w dres,
Ala krzyczy "mama, yes!"
Muza leci z telefonu,
przygłośnimy trochę tonu.

Rozgrzeweczka idzie gładko,
Ala ćwiczy dziś jak rzadko!
Tu tupanie, tam przeskoki!
Tu skakanie, tam zakroki!

Po rozgrzewce stary wbija.
"Kotku, ta koszulka czyja?"
Odpowiadam już zdyszana...
"Asi! Prasowałam z rana."

Już Alutka się rozkręca.
W trening już maskotki wkręca.
I trenuje z nami lala,
szumiś, panda, peppa stara....

Tłoczno już mi na tej macie.
Pot powoli spływa w gacie.
Wbija Asia do pokoju.
Też chce włączyć się do boju!

Więc ja brzuchy robię celnie,
a ta włazi na mnie dzielnie!
Palec w oko pięknie wkłada,
nogę mi na nos zakłada.

Mam więc trening z obciążeniem.
Fit sportowców to marzenie!
W międzyczasie mężuś wpada,
i już ściąga ze mnie Gada,

kiedy patrzę - muza cichnie.
Proszę męża, może wciśnie
żeby dalej poleciało,
bo mi muzy ciągle mało.

"Wojciu, zostań chwilkę jeszcze,
puść mi Yankee albo Eskę."
Puszcza Wojciu mi sonatki,
na dj'a ma zadatki!

Roztańczona Ala fika,
Asia gdzieś tu się boryka
z problemami swego świata,
czy zjeść ciastko, czy batata.

Mężuś Skibidibi wrzuca,
tosz to jego naj naj nuta,
i rozpala wszystkie laski!
Układ przaśny, są oklaski!

Asia jest skonfudowana.
Patrzy na nas zadumana.
Matka z potem dziś przegrywa,
ojciec z chęcią jej przygrywa,
a do tego siostra Ala
ćwiczy dzielnie, jak ta lala!
Myśli Asia "Wiem, co zrobię!
Na mamusię wejdę sobie!"

Znowu zatem obciążona
robi brzuchy Wojtka żona.
Wojtek za to pełen werwy,
resetuje sobie nerwy:
puszcza Gimmie, Tocę puszcza,
basy dźwięczą nam po uszach.
Z domu scena się zrobiła,
atmosfera całkiem miła.

Jednak matka nieco zryta,
i swe dzieci grzecznie pyta:
"Czy możecie lekko w prawo?
 Przesuniecie mi się żwawo?"

Przecież skoków nie da rady!
Pompki, biegi, nóg wypady!
Gdzie tu na dziesięciu metrach!
Ktoś dziś zginie, już mam pietra!

Trening jednak mija miło,
mi paliwo się skończyło...
już nie dycham, już nie czuję!
A tych troje łobuzuje!

Fika, skacze, w rytmie tańczy!
Kto mnie z maty teraz zdejmie?!
Żadnych chętnych z tej szarańczy!
Nikt pałeczki dziś nie przejmie.

Sama spływam ostatecznie.
Poza matą już bezpiecznie.
Laski mają Duracella,
mąż wciąż śpiewa "ella, ella!"

Ja już lekko przetyrana,
mówię do mojego pana...
"Tyś miał przecież je pilnować."
Tyle zdołam perswadować.

Pod prysznicem w końcu błogo...
było ostro, było srogo.
Kaloryjki się spaliło 
i zakwasy się zabiło.

Myśli sobie fit mamusia,
że ta Asia i Alusia
z mężem moim też na czele
do treningu dają wiele.

Siłka, fitness - spoko sprawa,
również świetna to zabawa.
Jednak mata z wariatami
- miód malina - sprawdźcie sami!

3 komentarze: