poniedziałek, 18 lutego 2019

Gdy matka chora, dzieci się nudzą

Nie znosimy siedzieć w domu.
Razem z moim M nie znosiliśmy tego już za czasów studenciaka. Kiedy trzeba było posadzić dupsko na krześle i kuć do sesji, dostawaliśmy białej gorączki. Po studiach, kiedy każdy z nas miał pracę, a jeszcze nie było komu kupować lizaczków, popołudnia staraliśmy się organizować sobie zawsze, kiedy tylko była na to szansa. Nie wspominając o weekendach. Siedzenie w chałupie to dla nas autentyczna kara.

I tak zostało do dziś.

Kiedy pojawiły się na świecie małe darmozjady, które naprawdę uważają, że tatuś wstaje codziennie po 6:00 i wraca po 16:00 tylko dlatego, żeby stać nas było na chupa chupsa, nasza niechęć do siedzenia w domu sięgnęła zenitu. Nie to, żebyśmy nie lubili naszego cichego mieszkania. W którym nie ma zasięgu. W którym internet bawi się z nami w chowanego średnio 2x dziennie. W którym obijamy się o wszystkie meble, potykamy o klocki i rozdeptujemy zmemlone bułki. Uwielbiamy ten nasz azyl, ale jako rodzice, no... robimy wszystko, żeby w tych 4 ścianach za często się nie zamykać. We dwoje w ciasnym mieszkanku to trochę inna sytuacja, jest mnóstwo pomysłów na wykorzystanie małej przestrzeni 😎 Ale z dwójką małych dzieci, mieszkanie staje się polem minowym. Myślę, że większość rodziców wie, o czym mówię.

Siedzenie w chacie akceptujemy tylko w kryzysowych momentach. Typu czyjaś choroba.
Od tygodnia więc siedzimy w domu. Matka poległa na polu walki z kaszlem, uchem i katarem. I kwarantanna. Tydzień siedzenia w chałupie. TYDZIEŃ. Razem z weekendem. To nawet nie chodzi o to, że to nie w naszym stylu - to wręcz wbrew naszej naturze! I nie powiem, tatuś dzielnie przejmował stery i wybywał z dziewczynami choćby na pół godziny, żeby nie ześwirowały i nie zaczadziły się całkiem moimi zarazkami. Choć to niewielki procent względem tego, co wyczyniamy w tygodniu, kiedy matka zdrowa.

Wiecie, wyjście z dziećmi z domu nie musi od razu oznaczać wyprawy na najlepszą salę zabaw w województwie czy weekend w górach. Czasem zakupy w Lidlu albo kawa u znajomych w bloku obok ratuje nam tyłek! Bo nie tylko w czasie deszczu dzieci się nudzą, trust me.

Tak więc przez kilka ostatnich dni nasze mieszkanie stało się taką fajną, taką nie za dużą celą więzienia Fox River. Nie dość, że trzeba było zadbać o to, by nie oszaleć na pierwszym zakręcie i nie wysłać dzieciaków DHL-em do dziadków, to jeszcze musieliśmy robić dobrą minę do złej gry, udawać, że jesteśmy na najlepszym placu zabaw na świecie i zapewniać młodym po prostu maximum rozrywki. Hej! Ile kasy zaoszczędziliśmy w tym tygodniu!

Bawiliście się kiedyś w namiot, jak byliście mali? Moi rodzice wieszali nam w pokoju koc, mocowali go klamerkami do krzeseł, blatów, czego się dało. Pod kocem razem z bratem udawaliśmy, że jesteśmy na super campingu, robiliśmy piknik, tor do jazdy samochodami itp. Ostatnie dni zmusiły mnie do powrotu w tamte czasy. Niestety, namiot z koca zdał egzamin na około 10 minut, dopóki starsza nie rozpłakała się, że ona jednak chce rysować. Ale hej! Można przecież rysować w namiocie! Nie nie. Bo w namiocie za ciemno, ona nie widzi. I namiot się zdjął. W międzyczasie młodsza starała się skonsumować wspomniane klamerki, które nie wiem jak, znalazły się w jej zasięgu, zamiast trzymać kurczowo koc.

Mamy w domu milion zabawek. Naprawdę. One się mnożą i opanowują każdy kąt naszego mieszkania. Więc można by pomyśleć, że jest co robić. No nie zawsze. Każda zabawka powszednieje. Klocki zajmują Alę na kilka chwil, bo nagle pojawia się problem z doczepieniem jednej części do drugiej i już jest bunt. Z klocków przechodzimy z powrotem do kolorowanek. Ale zanim dokończy rysunek, w jej głowie roi się 100 kolejnych pomysłów, typu "chodźmy odwiedzić Lenkę". Eh. No poszlibyśmy. Ale niestety byliśmy w takich kajdanach, że nikt nie chciał nas widzieć, zapraszać i odwiedzać, nic z resztą dziwnego, skoro matka smarka dalej niż widzi. Grozi epidemią.

A zatem kolorowanki sio. No to co, może koraliki? Super sprawa dla małych sprawnych rączek. Ala uwielbia układać maleńkie elementy, bawić się kolorami i opowiadać przy tym niestworzone historie.

Uwaga, młodszy szkodnik w tym czasie cały czas leży mi przy nogawce, ciągnie za nią, ssie, a przy tym mędzi, marudzi i błaga o uwagę.

Koraliki szybko się nudzą, bo na horyzoncie pojawiają się puzzle z Krainą Lodu! No i tu muszę przyznać, jest szansa na dłuższą chwilę skupienia, bo tak około 15minut trwa, zanim dumna Alutka zaklaska w rączki, że sama ułożyła! Asia nie chce układać, woli zjadać.

Pomysły kończą się po około 50 minutach i następuje etap "byle do 19:00...". Kiszenie się w chałupie nie leży również w ich naturze. W ogóle polecam z całego serca pochować połowę zabawek gdzieś w ciasną szafę na 2 miesiące. Jaka radość rysuje się na buźkach maluchów, kiedy odkryją po takim czasie stare nowe zabawki! Wówczas zyskujemy trochę więcej.. jakąś godzinę!

Nie wiem, jak jest u Was. Ale my naprawdę spędzamy czas w domu trochę z musu. Owszem, są dni, kiedy nie ma się ochoty totalnie na nic, i wtedy telewizor i kawa to związek idealny. Ale umówmy się, nie obejrzysz w spokoju dobrego filmu w środku dnia, jeśli między nogami wije się Asia, a na głowę wchodzi Ci Ala. To znaczy, mi nie wchodzi. To tatuś jest przenośnym placem zabaw. Mimo wszystko, chęć zostania w domu napada nas niezwykle rzadko - jakoś raz do roku.

Dlatego moje szczęście jest nie do opisania, bo mamy poniedziałek, ja po raz pierwszy od tygodnia nie czekam z utęsknieniem na Asiową drzemkę, żeby móc wyleżeć chorobę, kaszlu coraz mniej, katar odpuszcza. Więc rokowania są. Przy okazji rzućcie dobrym sposobem na wzmocnienie organizmu, żeby podobna akcja szybko się nie powtórzyła.

..................................................................................................................................................................

Tak swoją drogą, kiedy już wykaraskałam się z łóżka, chwyciłam za miarę, bo kilka dni temu stuknęły 3 miesiąca wyzwania. Nie jestem w stanie opisać mojej radości, kiedy zapisałam wymiary... -4cm w biodrach, -5cm w udzie oraz -10cm w talii. Weszłam w swoje stare spodnie sprzed kilku miesięcy i porównałam zdjęcia sprzed 3 miesięcy. Widzę postęp i czuję znaczną poprawę w samopoczuciu. Także ciśniemy dalej! Czasu do końca wyzwania jeszcze dużo, a więc i szans na powodzenie sporo!

A teraz uciekam, Asia właśnie tworzy origami z papieru toaletowego, a obok przygotowała już sobie szklany słoik.

Czuwajcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz