sobota, 18 czerwca 2016

W Paryżu dzieci nie grymaszą

To ponoć prawda. I nie wyssana z palca, tylko zbadana i opracowana naukowo w postaci świetnej książki. O tej książce dowiedziałam się w ciąży, kiedy zaczęło do mnie docierać, że nie wiem nic o tym, co wydarzy się PO wydaniu na świat małego potworka. 
Słyszę dziś wokół:
- Ile razy dzisiaj wstawałaś do Ali w nocy?
- W ogóle.
- ?
- Ani razu. Moje dziecko przesypia całe noce.
- ???
- Odkąd skończyła 8 tygodni.
- Na Boga, skąd Ty wzięłaś to dziecko?
- Polecam rodzić na Markwarta, tam mają najlepsze modele. Ale brałam jedno z ostatnich, może już dla Was nie starczyć.


Okazuje się, że charakter niemowlaka (bo ponoć one mają już coś w stylu osobowości) to tylko połowa drogi. 50% sukcesu tkwi w rodzicu i jego wyobrażeniu tego wczesnego okresu dzieciństwa naszych pociech. Przyznaję bez bicia i wymądrzania się, że nie jestem nawet w 1% dziecięcym ekspertem. To, że buszuję po forach matek-wariatek i czytam trochę literatury, pomaga mi jedynie przetrwać cięższe chwile z Młodą i rozwiać poszczególne wątpliwości. Ekspertem w dziedzinie usypiania dziecka też bym siebie nie nazwała. Wybraliśmy z M wspólnie najlepszą naszym zdaniem metodę. A jest ich a loooot. Przez pierwszy miesiąc nie uczyliśmy Ali absolutnie niczego poza efektywnym ssaniem piersi, wychodząc z założenia, że potworek przez okres noworodkowy i tak "myśli", że nadal jest połączony ze mną pępowiną, a żeby było śmieszniej i trudniej dla rodzica, nie odróżnia niczego od niczego - nocy od dnia, szarego od chabrowego, cycka lewego od prawego. Ale po kilku tygodniach się zaczęło. 
- Może ją ponosić na rękach? -oł noł, najgorsza krzywda dla dziecka. Ponosić i odłożyć, biedna Ala.
- Odłóż ją, niech się wypłacze. -metoda rozrywająca serce na strzępy, choć nie ukrywam, wypróbowana przez nas nie raz (nie wiem, czy to nie ona trochę nam jednak pomogła...)
- Poszumię jej do ucha, będę Misiem Szumisiem. -po którymś razie stwierdziliśmy, że bardziej doprowadza ją to do płaczu, niż go koi.
- Głaszcz ją po główce! Moja kumpela tak robiła! -no, to jej się udało, dobrze ma.

Wiedzieliśmy jedno: trzeba poświęcić kilka dni na kompletnej, niczym nie złamanej konsekwencji. Plus, dodać coś, co zwie się rytuałem. 

Konsekwencja

Słowo klucz w dzisiejszych poradnikach wychowawczych. I to właśnie ona nas wybawiła z opresji. A dodatkowo wprowadziliśmy w życie pojęcie, na którym opiera się francuskie wychowanie i które jest myślą przewodnią książki o nie grymaszących dzieciarach w Paryżu: PAUZA. Okazuje się, że małe dziecko nie umie spać. Że wypada je tego nauczyć, jeśli chce się przespać kilka godzin w nocy ciągiem. Dorosły człowiek przebudza się w nocy kilka razy, ale nie ma szans tego pamiętać, bo samoistnie przechodzi z jednej fazy snu do kolejnej. Jesteśmy tacy klawi. Dziecko tego nie ogarnia, więc między fazami płacze/kwili/stęka. Każda matka w takiej chwili podbiegłaby do łóżeczka wziąć je na ręce i utulić, bo przecież jej dziecku dzieje się krzywda. Może jest głodne albo głodne..? Ja też tak robiłam. I przeczytałam, że tym właśnie gestem wybudzam Alę ze snu i przeszkadzam w przejściu z fazy A do fazy B (pardon, mają one oczywiście swoje nazwy naukowe). Pewnej nocy spróbowaliśmy przeczekać ten płacz. Zastosować pauzę. To był klucz do sukcesu, przysięgam. Bo okazało się, że nasze dziecko nie potrzebuje cycka co 3 godziny w nocy. Czy ja wstaję co 3 godziny w nocy do lodówki? Wstawałam w ciąży, ale to się nie liczy. Pauza okazała się najlepszą metodą przesypiania przez nią nocek, nazywana przez naukowca z mojej książki "odrabianiem nocek". Pierwszej nocy płakała 15 min, żeby móc znowu zapaść w sen i przespała ciągiem 5 godzin. Byliśmy wniebowzięci. Kolejnej nocy płakała 10 min i przespała 6 godzin. Doszło do tego, że wczoraj przespała 13, a ja tylko sprawdzałam, czy w ogóle dycha. Ma 4 miesiące, a ja nie pamiętam, kiedy wstałam do niej w nocy. 

Rytuał

Dziecko czuje się bezpiecznie, gdy wie, co je za chwilę czeka. Tak mówią mądrzy ludzie. I chyba się nie mylą. U nas pięknie sprawdziła się codzienna kąpiel, która oczywiście z początku była dla Ali tylko kolejnym rozstrajającym ją akcentem dnia, ale która dzisiaj sprawia, że ma banana na swoim pucowatym pyszczku. Po kąpieli oliweczka, lekki masażyk, bajeczka opowiadana przez M (o babci co pożarła wilka? o królewnach, ostatnio o piłkarzach, bo jakże), przygaszone, lekko burdelowe światełko w pokoju i karmienie w ciszy. Potem to już tylko całus w czółko, odłożenie do łóżeczka i baja. Ala zasypia sama. Pomaga jej Szumiś i karuzela nad łóżeczkiem. Nigdy nie spała z nami w łóżku, przestaliśmy ją też usypiać na siłę noszeniem i szumieniem do ucha.  Ona wie, że po wieczornym karmieniu nie ma już żadnych udziwnień ("my jesteśmy normalni"), więc pora lulu. Jestem w tym większym szoku, bo po moim rozwrzaskanym pierwszym roku życia, którym przy okazji zatrułam życie moich rodziców, nie sądziłam, że są we mnie jakiekolwiek dobre śpiące geny, które Alka mogłaby po mnie odziedziczyć. Widocznie nie są to moje geny.

A! Jedna normalna matka na forum napisała kiedyś, że aby dziecko spokojnie i na długo zasypiało, trzeba je w ciągu dnia wzbogacać o nowe bodźce i atrakcje z uśmiechem na twarzy, z wesołym nastawieniem, bez usypiania na siłę i nerwicy w głosie. Jakże pomocna to była rada.

Żeby jeszcze na koniec tego eksperckiego posta uprzedzić falę hejtu (nawet nie w komentarzach, ale po prostu w Waszych myślach), zaznaczam, że metoda pauzy sprawdziła się u nas, każda inna jest w jakiś sposób skuteczna przy innego typu dzieciach. Bo nasze na pewno jest typem niestandardowym (nie lubi smoka, nie umie go ssać... i po przebudzeniu się po 13 godzinach niejedzenia zamiast płaczu, wita nas boski rozbrajający uśmiech, który dosłownie zwala nas z nóg - laska ma problem). Żadna metoda nie jest w 100% skuteczna. I liczę się z tym, że boski czas przesypiania przez Alę nocy kiedyś minie. Spodziewam się tego przy najbliższym, pierwszym mleczaku.

#ma dziecko od 4 miesięcy i myśli, że pozjadała wszystkie rozumy




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz