poniedziałek, 20 czerwca 2016

Czy każda matka to wariatka?

Właśnie odłożyłam Alkę do łóżeczka na drzemkę, zrobiłam sobie pyszną kawę ze spienionym mlekiem, włączyłam serial i zaczęłam się zastanawiać, czy macierzyństwo to ciężka praca. Wiem o nim niewiele na razie. Nie mam bladego pojęcia, jak ono będzie wyglądało za 5 lat. Ba, za 5 miesięcy. Prawda stara jak świat głosi, że małe dzieci - mały kłopot i tak dalej. Kiedy Młoda miała 3 tygodnie, myślałam, że za to zdanie przywalę jego autorowi w pusty łeb. Mały kłopot? Dziecko wygina mi się w literę C kilkanaście razy dziennie, drze się jakbyśmy je ze skóry obdzierali (choć tego dnia akurat postanowiliśmy jej to odpuścić), ma kolki co drugi dzień, nie można jej dotknąć po kąpieli, bo zaraz wrzawa. Przez pierwszy miesiąc życia Ali podziękowałam mojej Mamie za to, że jest moją Mamą więcej razy, niż przez cały mój żywot. Jednakowoż... Wyjdę może na niedoświadczoną, nieuświadomioną, egoistyczną i obrzydliwie zarozumiałą babę, ale uważam, że matki podchodzą do swojego zadania i powołania zbyt patetycznie. Pomagają im w tym wszelakie fora i portale dla mam, które uparcie głoszą na 4 strony świata, jakie to niesamowite upiec ciasto i obiad, mając jednocześnie niemowlaka w chuście. Jakie to piękne, że mają czas wieczorem, żeby jeszcze poprasować mężowi koszule, skoro przecież obok zasnął dopiero ich największy pożeracz czasu. Owszem, jesteśmy swego rodzaju bohaterkami, że potrafimy wypchnąć wielkiego kurczaka przez dziurkę od nosa (#Friends, to nie moje autorskie porównanie), ale nie ukrywajmy, pomogła nam natura, że sama to tak wykombinowała. A macierzyństwo dla mnie na dzień dzisiejszy nie jest wcale cięższą pracą od małżeństwa (w tym miejscu mój M zapewne przeciera oczy, że w ogóle postrzegam małżeństwo jako pracę). Relacje są bardzo podobne. Czujesz się odpowiedzialna za ukochaną Ci osobę, troszczysz się o nią o każdej porze, martwisz, kochasz, łzy wylewasz. A i nie jedną nockę w małżeństwie też się zarwało... (heheszki). Ale gdy mija pierwszy najgorszy, bo NOWY i NIEZNANY okres życia z maluchem, uświadomiłam sobie, że dziecko to ogromna frajda. A skoro ono i moja rodzina to dla mnie sens wszystkiego, to z ciężkiej pracy można zrobić nieograniczoną niczym przyjemność! Kiedy jeszcze malca nie było na świecie, potrafiłam wylegiwać się godzinami na kanapie, ze stertą naczyń w kuchni czekającą na swoją kolej. Wiecie, że teraz też tak jest? Nie jestem matką pedantyczną ani idealną. Nie muszę mieć błysku w kuchni i starać się udowadniać całemu światu, że matki górą, że dajemy radę. Bo to przecież normalne, że muszę ugotować obiad dla M, nikt za mnie tego nie zrobi, a już na pewno nie uważam, żeby po pracy, M musiał zajmować się do wieczora Alą, bo ja teraz zasłużyłam na odpoczynek. Kieruję moim dniem tak, żeby pomiędzy normalnymi domowymi obowiązkami znaleźć kilka chwil na lenistwo, kawę, buszowanie po Internetach. I myślę, że M siedząc za biurkiem pracuje dużo ciężej niż ja w domu ;) mówię to z pełną świadomością. Wraca M z roboty i nieraz pyta, czemu to albo tamto niezrobione, skoro czeka na mnie od 4 dni, a on przypomina mi o tym codziennie? Bo wolałam porzucać w Alę pluszową kostką, pochichrać się z niej i wziąć ją na długi spacer, a ciuchy ułożę jutro. Oczywiście, wszystko to pół żartem, pół serio. Osobiście uważam, że mój przyszły potencjalny pracodawca będzie szczęściarzem zatrudniając mnie do roboty, bo z drugiej strony żadna bezdzietna kobieta nie ma tak świetnej i dopracowanej do perfekcji organizacji czasu, jak matka. To jedyne, czym się możemy pochwalić.

Nie umiem sobie teraz wyobrazić innego życia. Wolę to moje obecne, lekko nieuporządkowane, czasem naprawdę powywracane lewo na prawo. Zabranie Ali do strefy kibica (nie bardzo miałam wybór, ale czego się nie robi dla M <3) czy na festyn, gdzie Norbi śpiewa jej do ucha (tak tak, nasze miejscowe rodzinne festyny) a ta nawet oka nie otworzy, jest nie do zastąpienia. Przed nami jeszcze wizyta na basenie i OF KORS w Ikei! (Ikea?). Wtedy będziemy już całkowitymi hipsterami. Z dzieckiem naprawdę da się normalnie żyć. Bez dziecka nie.

                                                        Dziecko mi się zawieruszyło.

1 komentarz:

  1. Droga autorko, zdecydowanie popieram podejście do porządków w domu :) Wyspana i wypoczęta mama, to szczęśliwa mama i zadowolone dziecko! A sterta naczyń może poczekać ;)

    OdpowiedzUsuń