poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Nieistotności macierzyńskie

Czy z okazji półrocza dziecka, które pękło dokładnie wczoraj, można sobie pozwolić na pierwsze podsumowania? Sama nie wiem, czy to nie za wcześnie, w końcu matką jestem od tak niedawna, że co ja tam mogę podsumować poza bilansem moich cycków niegdyś pełnych mleka i uroku, a dziś tak seksownie wiszących prawie do pępka. Nie dane mi jest jednak porównywać się do kobiet szczęśliwie mogących karmić do ukończenia przez ich dziecko roku czy więcej.

Ale! Mamy z M i Alką za sobą kilka wspólnych pierwszych razów. Jak pomyślę, ile ich jeszcze przed nami, ryj mi się cieszy. Przyznaję, niektóre z nich nie zawsze były udane, w końcu nie bez powodu mówi się, że pierwszy raz boli. Trudno mieć banana na twarzy, kiedy podczas pierwszej kąpieli dziecka w wanience do tego przeznaczonej, kilkudniowy bobas zwija się ze strachu przed utonięciem, a my jak te sieroty, nie wiemy, za co je trzymać dobrze, żeby nie puścić. Śliski jak nie-powiem-co płyn do kąpania dzieci zdecydowanie nam w tym nie pomógł. Na szczęście rodzic szybko się ogarnia, przyzwyczaja i nabiera wprawy, bo jakie on może mieć wyjście?

Ale przyjemniej mówi się o tych radosnych pierwszych razach. My za sobą mamy pierwsze udane z dzieckiem wesele i pierwszy wspólny urlop. Pierwsze dalekie wycieczki, baseny, wizyty w knajpach. I dlatego właśnie po takich wielu pierwszych, zauważyłam kilka rzeczy, które są nieistotne w macierzyństwie - bo przecież to, co jest ważne, wie każdy.

1. Co jest w mojej kosmetyczce

Przy okazji urlopów i wesel zawsze, ale to zawsze, robiłam listę ważnych do zabrania pierdół. Skrupulatnie odliczałam, wypunktowywałam, a na koniec odhaczałam rzeczy, które należy spakować, które są mi absolutnie niezbędne, które już zapakowałam, a które jeszcze muszę gdzieś upchnąć. Macierzyństwo jednak całkowicie weryfikuje priorytety. Owszem, nadal robię listę. Zrobiłam ją również przed naszym wyjazdem do Krk i na wesele w miniony weekend. Tyle że zamiast lakieru do włosów, cieni do powiek, szminek, podkładów i innych ulepszaczy twarzy i ciała, na liście znalazły się specyfiki z dopiskiem "baby". I w konsekwencji w kosmetyczce obok antyperspirantu wylądował krem na odparzenia (bynajmniej nie moje po weselnych ekscesach), obok żelu pod prysznic - żel na swędzące dziąsła, a zamiast moich patyczków do uszu - patyczki dla Ali. Pomysł na prezent dla mnie na imieniny? Większa kosmetyczka. Muszę w nią teraz pakować dwie wybredne i kapryśne kobiety, zamiast jednej. Wybrednej. I kapryśnej.

2. Którą sukienkę wyprasować

Normalne, wiadomo. 10 sukien w szafie, żadna nie spełnia wymagań, tę miałam na sobie dwa razy, więc już się nie nada, ta jest już za mała na mój pociążowy tyłek, a w tej wyglądam jak dziunia z klubu, a nie żona i matka. I dawniej, po prostu poszłabym do sklepu i kupiła nową. A teraz zamiast przejrzenia tych 10 kiecek, owszem, przejrzałam również 10, ale nie swoich. Gazem poleciałam do szafy z Ali szmatkami i posegregowałam kiecki na te, co się nadadzą, jeśli w sobotę będzie upał, i na te, co założyć jej mogę jak będzie 20 stopni. Na te, co się spodobają mnie, i te, co ojcu. Bo minęły czasy, kiedy to mnie się prawiło komplementy, heheszki. Na mnie ludziska napatrzyli się w ciąży, kiedy chwalili ten mój błysk ciężarnej, ten urok twarzy zmęczonej porannymi mdłościami. Głaskali ten śliczny, puci-puci brzuszek uciskający pęcherz do granic wytrzymałości, żeby przywitać się z tym puci-puci nienarodzonym, który wygrywał na tym pęcherzu indiańskie rytmy. Czas skupiania na sobie uwagi zdecydowanie mam już za sobą. A wiadomo, jak jest na weselach. Obok zjawiskowo wyglądającej panny młodej, na drugim miejscu zawsze są małe brzdące. Ala zdążyła być gwiazdą przez jakieś 10 minut obiadu, po czym udała się na swoją standardową 11-godzinną drzemkę.

3. Dobre jedzenie w restauracji

Owszem, w jakiś sposób nadal zwracam na to uwagę, ale w momencie wyboru knajpy zdecydowanie bardziej obchodzi mnie, czy mają krzesełko dla niemowlaka. Mój boże, jak te czasy się zmieniają. Człowiek może teraz zjeść starego łososia i zapić go wygazowanym piwem, najważniejsze, żeby dziecko miało gdzie tyłek posadzić.

4. Gorąca kawa

Nieważny stał się fakt wypicia gor....Żartuję. Kawa musi być gorąca.

5. Elegancka torebka na spacerze pasująca do koloru butów....

...to już przeżytek. Chyba że na spacerze z mężem! Ale w ciągu tygodnia? Między 8:00 a 16:00? Torebka?! Gdyby nie ostatnie wesele, nie pamiętałabym, że posiadam w swoim zbiorze taki zabytek. Gdzie ja w torebkę zmieszczę 6 pampersów, chusteczki do tyłka, ciuchy na zmianę, butelkę i sto innych niezbędnych must-have dla mojego Robaka? Teraz to torba do wózka stała się moim Louis Vuitton'em. Niekoniecznie musi pasować kolorystyczne do butów, jakoś to przeżyję.

Nie chcę pisać i nie chcę, żeby ktoś myślał, że potrzeby matki stają się w macierzyństwie nieistotne. Wręcz przeciwnie! Są świętości, których nie oddam za żadne skarby, i których będę strzec zawsze, jak niepodległości, ale o nich może kiedy indziej. Są rzeczy, które chronią nas, matki przed szaleństwem, bo nie oszukujmy się, jeśli przez pół doby gada się językiem "psiu-psiu, niumi-niumi, kuci-kuci", ogląda bajki i śpiewa w kółko "pieski małe dwa", nie mając jednocześnie pracy, to bez kobiecych rytuałów można po prostu wylądować w Tworkach. Jednak fakt przewartościowanych po porodzie priorytetów jest nieeeezaprzeczalny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz