środa, 28 listopada 2018

Jestem sobie przedszkolaczek

Bycie rodzicem to wyzwanie.

O losie, co to jest za wyzwanie.

Będąc w ciąży lub starając się dopiero o dziecko, nikt nie uprzedza Cię, jak trudna
jest to praca, ile wymaga cierpliwości i ile siły. Siły samej w sobie, takiej wiecie, fizycznej, żeby dźwignąć to na początku małe, potem coraz większe ciałko, żeby dźwigać za nim torbę na wakacje, dźwigać 3 pary spodni i puchową kurtkę, kiedy ubrane zostało na cebulę, a na dworze jednak +10. Dźwigać zabawki z kąta w kąt, dźwigać zakupy w jednej ręce, gdy pociecha w drugiej.

Ale siła rodzica to chyba jednak przede wszystkim ta psychiczna. Taka, której na początku ma się niewiele i nie ma się pojęcia, ile jej potrzeba od pierwszych dni życia malucha. Taka, której nabywamy z każdą godziną, każdą dobą, każdym etapem rozwoju dziecka. Siła, bez której nic nie zdziałamy. Bez której nie dźwigniemy tych siat z kartoflami jednocześnie dźwigając trzylatka na rękach, bez której nie dźwigniemy żadnych napotkanych problemów, nie pokonamy żadnych przeszkód. Nie wiem, jak ją nawet nazwać. Siłą rodzica chyba., po prostu. To ona kształtuje nasz charakter po tym, jak na świat przychodzi najlepsza istota w naszym życiu. To ona sprawia, że wstajemy po pińcet razy w ciągu nocy, bo kolki, bo kupa, bo ząbki, bo zły sen. To dzięki tej sile znajdujemy nagle dwudziestą piątą godzinę w dobie, żeby zrobić z dzieckiem jeszcze jeden szlaczek w książeczce, żeby przeczytać mu setną bajeczkę i żeby utulić mocniej, niż przed chwilą. To ta siła sprawia, że czuwamy przy chorej istotce dniem i nocą, podając leki, robiąc chłodne okłady na rozgrzane czółko i kładąc ciepły termoforek na bolący malutki brzuszek. To ona sprawia, że nam się wszystko chce, na wszystko znajdziemy czas, ze wszystkim sobie poradzimy 😊

W ciąży nikt Cię nie uprzedza, że będziesz chodzić na rzęsach tylko po to, żeby temperatura Twojego dziecka spadła choćby o te pół stopnia. Że zrezygnujesz z imprez, piweczka, ploteczek i całej tej przeddzieciowej beztroski.

Ale wiecie co? Ja nie zamienię tego naszego życiowego rozgardiaszu na nic innego, nigdy. Cały trud codzienności z dzieckiem jest niczym, w porównaniu z tym, jaką otrzymujesz za to nagrodę. A otrzymujesz ją dzień w dzień. Nawet nie zwracając na to uwagi! Bo czy zarzucone na szyję małe rączki i ten dziecięcy zapach jedyny w swoim rodzaju nie jest nagrodą? Albo mimowolne 'kocham cię' albo choćby ten zwalający z nóg uśmiech o 6 rano? No sami przyznajcie.

I nadchodzi taki dzień, kiedy nagle uświadamiasz sobie, po co to wszystko! Dzień, w którym Twoje maleństwo, to, które nie tak dawno raczkowało i pluło gdzie popadnie, staje nagle w szeregu z innymi dziećmi i recytuje trzy wiersze bez żadnej pomyłki, wyśpiewuje dwie zwrotki hymnu i odczynia pięć układów tanecznych 🙈🙈🙈 No jak?! Kiedy to się stało?! Nasza Ala, nasze małe bobo, które do drugiego roku życia na wszystko wołało "te-te" i nie potrafiło chwycić łyżeczki, dzisiaj śpiewa do mnie, że "całuski dzisiaj dla was mamy, całuski damy wam". Moment, kiedy chce Ci się rozpłakać z dumy wymieszanej z radością i wzruszeniem, to moment, kiedy wiesz, po co masz dziecko, po co żyjesz i dla kogo starasz się każdego dnia. Od wczoraj nie mogę wyjść z podziwu dla pracy, jaką włożyła w przygotowanie się do występu. Dla chęci, jakie okazała, żeby wszystko wyszło tak jak powinno. Dla determinacji i dyscypliny, dzięki którym stała grzecznie jak na apelu tam, gdzie powinna, z wielkim uśmiechem recytowała wierszyki i tańczyła do przedszkolnych piosenek. Nie umiem opisać słowami uczuć, jakie mną targały i jak bardzo dusiłam w sobie łzy wzruszenia, żeby broń Boże nie sprowokować jej tym do płaczu 😊 Występ własnego dziecka przed publicznością to chyba jeden z największych stresów.... dla rodzica! Haha!

Przeraża mnie to, że Ala ma niespełna 3 lata, a ja już ledwo daję radę na takich uroczystościach. Lada chwila będę puszczać ją do szkoły i obserwować jak tańczy poloneza, recytuje Redutę Ordona, wygrywa konkursy. Musze się uodpornić, bo inaczej grożą mi Tworki! Dziś już rozumiem, dlaczego moi rodzice bardziej przejmowali się moją maturą niż ja! W ogóle teraz więcej rozumiem. Coś, co kilkanaście lat temu wydawało mi się niemądre, dzisiaj staje się częścią mojego życia. Te wszystkie łzy i troski to nieodłączny element układanki, jaką jest macierzyństwo. Najlepszej, najdłuższej przygody, jaką dało mi życie.

Alutko moja - dziękuję.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz