poniedziałek, 31 grudnia 2018

Do widzenia, 2018 roku!

Witaj, ostatni dniu starego roku. Między makijażem jednego oka, a nieudolnym nakładaniem podkładu na policzki, niczym Maxineczka (youtuberka makijażowa, znajdziecie ją na insta @maxineczka), między pieczeniem na wieczór ciasta full cukier, full gluten i full kalorie, a strojeniem dziewczynek do przedniej zabawy w gronie najbliższych, chciałam jeszcze skrobnąć kilka słów. I raczej nie będzie to typowy post podsumowujący. Macie chyba ich aż nadto w sieci.

Wszyscy podsumowują i planują. Niejako jest to idealny moment na tego typu poczynania, bo w końcu nie ma chyba lepszego dnia na zebranie wszystkich sukcesów i porażek w kupę, jak dzisiejszy. I nie ma lepszego na pierwszy dzień zmian i postanowień, niż jutrzejszy. W pełni rozumiem wszelkie tego typu akcje. I pewnie byłabym wśród tych blogerek, które piszą o top 10 postanowień noworocznych, gdyby nie fakt, że jestem 1,5 miesiąca do przodu i o 1,5 miesiąca bliżej celu. I cholernie, CHOLERNIE mnie to cieszy! Właśnie dzisiaj uświadomiłam sobie, jak genialna to była decyzja, żeby nie czekać do Nowego Roku z wyzwaniem. Czuję się o te 45 dni silniejsza, lżejsza i bardziej zdeterminowana. Fantastyczne uczucie. Jutro 1 stycznia, a ja pierwszy raz w życiu nie wpiszę w swój kalendarz zdania "Od dziś przechodzę na dietę", "Zaczynam zmiany" albo "Zrobię pierwszy trening". W moim kajecie po prostu wpiszę kolejne kroki, etapy. Nie rozliczam tego nawet od poniedziałku do poniedziałku, bo przecież wszystko zaczęło się z początkiem weekendu! Ni w ci, ni w oko! I właśnie to mnie uskrzydla jeszcze bardziej! Fakt, że można zacząć CODZIENNIE. Że możesz zacząć nagle! Kiedy oglądasz ulubiony film i najdzie Cię ochota, żeby się trochę spocić i rzucić słodycze. I to wystarczy na początek.

Najtrudniej jest to kontynuować. Ostatnio wypowiadał się w tv trener personalny. Mówił, że od 2 stycznia na siłowni tradycyjnie spodziewa się po prostu tłumów. Nie starczy dla każdego bieżni, na bank nie starczy miejsc na zajęciach aerobiku. Kluby fitness w styczniu pękają w szwach. Kobiety rezygnują nagle ze słodyczy, kupują nowiuśki komplecik do treningu, malują usta szminką i pędzą na siłownię. Zapał jest ogromny, postanowienie bardzo rygorystyczne, dieta restrykcyjna. Trener opowiadał, że często bywa tak, że zamiast rozpocząć od delikatnych marszobiegów czy spacerów, ludziska rzucają się na karnety open i trzaskają treningi 6x w tygodniu. Ponoć to niezbyt mądre, nie za bardzo zdrowe i przede wszystkim - niebezpieczne dla organizmu, który przeżywa wtedy zwyczajny szok. Cały ten zapał mija, kiedy po kilkunastu dniach ciało domaga się regeneracji, odpoczynku, jest nadwyrężone i napięte. Wszystko bierze w łeb, gdy na stole stoi pyszne ciacho, a Ty mówisz sobie "ćwiczyłam w tym tygodniu już 2 razy, zjem to ciacho w nagrodę". Ile razy przez to przechodziłam! Dlatego właśnie trenerzy zalecają wziąć się za siebie na spokojnie i z głową, więc jeśli macie podobne postanowienie noworoczne, co tysiące ludzi w Polsce i miliony na świecie, przygotujcie się do niego 😊

Jeśli miałabym jakkolwiek podsumować moje 1,5 miesiąca wyzwania (bo całorocznych życiowych podsumowań nie robię), to myślę, że przekroczyłam pewną granicę. Pewną linię, która dla mnie jest wyznacznikiem - uwaga - dobrej zmiany! Ta granica oddziela dwa etapy mojego treningowego doświadczenia: jeden etap to taki, w którym szukałam wymówki, żeby tylko nie ćwiczyć (dość popularny temat: dziś nie ćwiczę, bo brzuch mnie boli, dziś nie, bo dzieci jeszcze nie śpią, dziś nie, bo leci Joe Black w tv). Etap za tą magiczną granicą polega na tym, że szukam wymówki, żeby tylko ten trening wykonać. I to jest słuchajcie jeden z wielu celów, które chciałam osiągnąć w wyzwaniu i który będę starannie pielęgnować dalej. Bo kiedy zdajesz sobie sprawę, że ćwiczysz nie po to, żeby schudnąć, ale ćwiczysz dla samej przyjemności ćwiczenia, to znaczy, że jesteś po właściwej stronie mocy. Kiedy nagle okazuje się, że dzień bez treningu jest dniem niekompletnym, a siedząc bezczynnie na sofie trochę marnujesz czas, to oznacza, że właśnie przekroczyłeś tę granicę. I to jest ogromny postęp oraz wyznacznik tego, że cały plan nabiera właśnie sensu! A kiedy mała Ala podbiega do mnie z moimi butami do treningu, rozkłada matę i podaje płytę z "panią Ewą", to wiem, że muszę wytrwać! I wytrwam.

Kolejne mierzenie w połowie stycznia. Do tego czasu mam w planach podkręcić cardio, wyszukać nowe programy treningowe (może polecicie coś godnego wypróbowania?) i uzupełnić swoją muzykę do ćwiczeń, bo biorąc pod uwagę stan naszego Internetu w domu i wiecznie tnący się youtube, często pozostaje mi po prostu dobra muzyka i kompletny spontan. Także! Niech moc będzie ze mną, niech moc będzie z Wami! Na ten Nowy Rok życzę Wam wytrwałości, uśmiechu, samozaparcia, mądrej głowy pełnej pomysłów i realizacji wszelkich postanowień!

#dajesobierok









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz